(0,5 / 5)
Ellen i Yaxiel muszą wyruszyć w pogoń za Luv, swoją przyjaciółką, która jest zamieszana w zabójstwo dwójki iluzjonistów i być może w zdradę. A potężnego maga nie można puścić samopas, jeśli obok toczy się wojna.
Cała trójka bohaterów to iluzjoniści pierwszej klasy, generałowie i uczniowie samego głównodowodzącego. A iluzjonistą, nawet niskiej rangi, nie może zostać każdy. Czyli jednym słowem – mamy wojskową elitę magiczną (co zaraz okaże się istotne…).
Jakie to było… męczące.
Autorka stworzyła świat, który nie jest sztampowym fantasy, jest tu mieszanka magii i technologii, dziwny system rządów i wojna na progu. I niestety praktycznie za każdym razem kiedy dostajemy więcej informacji na temat tego świata zaczyna się on sypać. Czy to scenka rodzajowa, czy podróż bohaterów, czy informacja podana w tekście – nic tam się nie klei.
Kraj jest rządzony przez wojsko, większość obywateli to żołnierze albo ludzie w jakiś sposób z wojskiem związani. I kiedy bohaterka (przypominam: wysoki stopień wojskowy, moc magiczna, wysoko postawieni znajomi) wpada na rynku na podżegacza, to ona się przed nim tłumaczy. I kiedy wzywa służby porządkowe, oni też z nim dyskutują zamiast wrzucić do lochu takiego, że sufit byłby rok świetlny od podłogi.
Bohaterowie jadą pociągiem – przyznaję, że nie pamiętam czym jest ten pociąg zasilany, ale jadą nim sami – nie towarzyszą im oddziały, towary, inny podróżni. Tak jakby głowni bohaterowie żyli w próżni i nie jest to tylko problem podczas tej jednej wyprawy.
Kiedy bohaterka idzie do rodzinnego domu, szuka kluczy. Problem tylko w tym, że jest częścią klanu. A klany mieszkają w zamkniętych dzielnicach, ze strzeżonymi bramami, gdzie wszystko w środku jest otwarte. Jako członkini klanu też żyje w próżni – ma co prawda lekki konflikt z rodziną, ale ani nie wybiera uczniów pochodzących z klanu, ani kupców pochodzących z klanu. Przecież to tak nie powinno działać. A jeśli powinno, to po co jest struktura klanu?
Iluzjoniści się wypalają z wiekiem. Generałowie są prawie że nieletni, głównodowodzący jest ciut starszy, a mag pozbawiony mocy musi opuścić stanowisko. I co? Nikt tam nie knuje? Nie próbuje z cienia pociągać za sznurki? Sterować młodymi? Jakoś nie wierzę.
System magii jest dziwny i trudno powiedzieć co iluzjoniści mogą, a czego nie, bo autorka twierdzi jedno a opisuje drugie.
Długo by tak można wymieniać.
Bohaterowie są wyjątkowo nijacy i trochę trudno im kibicować, skoro nie do końca wiadomo jaka jest stawka. Poza tym, że stawką jest honor i w co drugim zdaniu odmieniają honor przez wszystkie przypadki, i wszystko w imię honoru, i zdradzenie honoru jest grzechem ciężkim. Jest to mocno męczące. Na dodatek bohaterowie oddychają tym honorem, ale nie ma tu jakiegoś jasnego kodeksu.
Język też jest męczący, byle jaki i niedopracowany. Dużo kolokwializmów. Dużo powtórzeń. Używanie w kółko tych samych słów. Zero zróżnicowania między bohaterami, czy sytuacjami. Jak się napisało, tak zostało. Uczniowie z mistrzem rozmawiają jak dzieciaki na korytarzu w podstawówce, a w trakcie walki rzucają kwieciste górnolotne zwroty. Dałoby się na to przymknąć oko, gdyby świat działał trochę lepiej albo fabuła była wciągająca, a tak niestety – styl dokłada kolejną cegiełkę do dużego już stosu problemów Aremilu.
Przydałaby się porządna redakcja. Taka mająca słownik wyrazów bliskoznacznych i która wyłapałaby chociaż część problemów z logiką. Wtedy nie byłoby to takie złe. W obecnej formie przebijanie się przez tekst to orka na ugorze. Przebiłam się do końca, bo liczyłam trochę, że zakończenie zrównoważy chociaż część problemów. Niestety, nic z tego.