(5 / 5) Autor tej książki jest fotografem i podróżnikiem (choć może bardziej – podróżnikiem i fotografem). Tytuł niby mówi wszystko, ale tak naprawdę ważniejszy jest podtytuł. Piotr Malczewski opowiada o drodze (czy raczej – drogach) – a nie ma drogi bez przestrzeni i czasu. W tym przypadku przestrzeń jest trudna do wyobrażenia – kraj tak rozległy, że trzeba tygodnia, żeby przemierzyć go pociągiem, tak zimny przez większość roku, że minus 20 stopni to nic takiego, dopiero przy minus 40 jest poważniejszy chłód.
Jakiej więc trzeba wizji i determinacji, żeby w takim terenie poprowadzić kolej – długości, bagatela, prawie 10 tysięcy kilometrów? I to w kraju, w którym tradycje przemysłowe były – delikatnie mówiąc – niewielkie, a większość technologii trzeba było ściągnąć z zagranicy, albo przynajmniej z zachodnich rubieży Imperium Rosyjskiego (czyli w dużej mierze z Kraju Przywiślańskiego ze stolicą w Warsawie). Z drugiej strony w takim kraju jakim była Rosja pod koniec XIX wieku pewne sprawy były prostsze – ministrowie zarekomendowali, car podpisał stosowny ukaz – i dwaj. Rachunek ekonomiczny nie jest wtedy najważniejszy – można przepłacić za sprzęt i jego dowóz do nigdzie-nigdzie, można zagonić do roboty więźniów albo zesłańców (który więźniami już niby nie byli, tyle że mieli zakaz opuszczania określonego obszaru), można ściągnąć ileż tam tysięcy Chińczyków żeby budowali nasypy łopatami, albo wycinali podkłady pod szyny ręcznymi piłami z pni drzew (to drewno zresztą też trzeba było przywieźć, bo drzewa z tajgi się do tego nie nadają, paradoks taki…).
Siłą książki Piotra Malczewskiego są zdjęcia, takie na całą stronę – większość to przyroda, ale jest też trochę architektury i nieco ludzi (infrastruktury kolejowej prawie nie ma, bo w tym kraju nadal jeszcze w dużej mierze wszystko tajne i fotografować nie lzia… Na kanwie tych fotografii, ale też starych zdjęć wyszperanych po archiwach , Autor snuje swoją opowieść, coś w rodzaju eseju, ale bardzo osobistego – o tamtych, trochę mitycznych czasach budowy tej kolei, ale też o swoich przeżyciach, gdy wielokrotnie podróżował do tych miejsc najtańszym „plackartnym” pociągiem (rosyjski wynalazek, wagon typu stodoła z 50 mniej więcej pryczami do leżenia, piętrowymi oczywiście). Pisze o terenie, o ludziach, którzy zaprojektowali i zbudowali te wszystkie wiadukty, mosty, tunele, ale też o tych, którzy tą koleją podróżują dzisiaj (czy może raczej w latach 90-tych i dwutysięcznych, bo chyba wtedy Auto jeździł tam dosyć często). Dużo też pisze o udziale Polaków w budowie i późniejszym utrzymaniu trasy – inżynierowie, wykwalifikowani robotnicy, zwłaszcza specjaliści od mostów – mało kto wie, że spora część mostów na niektórych odcinkach przyjechała w częściach z Mińska Mazowieckiego, z firmy Rudzki ….. w końcu to był to samo państwo. Sporo jest też informacji o genezie obecności dużej polskiej diaspory w mieście Harbin w Chinach – Polacy byli tam aż do lat 40-tych XX wieku. Jest też spory opis walk w czasie rewolucji bolszewickiej, w tym opowieść o działaniach Korpusu Czechosłowackiego – nie wiedziałem, że byli jeńcy z armii Franciszka Józefa zorganizowali się w rewolucyjnym bałaganie w ponad 100-tysięczną armię i przez paręnaście miesięcy kontrolowali kolej transsyberyjską walcząc po stronie białogwardzistów a potem wycofali się do Władywostoku (rabując jeszcze na do widzenia co się dało), po czym statkami odpłynęli do Europy.
Są też opisy syberyjskich osad ludzkich – od półmilionowych miast typu Irkuck czy Nowosybirsk, które niewiele różnią się od zachodnich metropolii (poza tym, że bywa minus 40 stopni a budynki „jeżdżą” po wiecznej zmarzlinie albo trzeba zamiast fundamentów wbijać pale), aż po dieriewni z paru chałup zamieszkanych przez osobliwą mieszankę niedobitków dawnych syberyjskich ludów oraz potomków ludzi, którzy mniej lub bardziej (zwykle mniej) dobrowolnie zostali na Syberię dowiezieni. Było z tym dokładnie odwrotnie niż w Ameryce – tam na zachód szli ludzie najbardziej rzutcy i zdeterminowani, a w Rosji szli na wschód ci, którym państwo nakazało (łagier, zsyłka, przymusowe osiedlenie, czyn komsomolski, wysłanie do syberyjskiej jednostki wojskowej… jakoś tak wychodziło).
Ciekawa książka, mało znany temat, piękne zdjęcia – i chyba nieźle uchwycony klimat zauralskiej Rosji, kraju pięknego, chociaż, przynajmniej dla mnie, trudnego .
Jeżeli więc macie ochotę na wakacyjną podróż – przeczytajcie