Marty Becker, Jack Canfield , Mark Victor Hansen, Carol Kline, Amy D. Shojai – Balsam dla duszy miłośników kotów

4 out of 5 stars (4 / 5) Kota z rzędem temu, kto powie mi do jakiej kategorii zakwalifikować książkę z popularnej serii “balsam dla duszy”… Ani to to, ani owo. Ani popularnonaukowa, ani przygodowa, ani to reportaż… Wypadałoby stworzyć chyba osobną kategorię! I przyznaję przez chwilę miałam pokusę utworzenia kategorii specjalnej “koty”.  Wreszcie mnie olśniło. Wszystkie te opowieści, choć może i są opowiadaniami o kotach są przede wszystkim opowiadaniami o ludziach. Ot i tyle. A może, aż tyle.O kotach mogę gadać godzinami, słuchać godzinami,  oglądać godzinami. Byłam więc  pewna, że Balsam sprawi mi wyłącznie przyjemność i będę się nim zaczytywać bez umiaru – czytaj połknę w jedną noc nie bacząc na konieczność wstania rano do pracy. Tymczasem rzeczywistość nie okazała się tak różowa.  Książka jest zwyczajnie przegadana. Bez wielkiej szkody dla całości można z niej wyrzucić tak z 1/3 opowiadanek.

Część z nich jest tak przesłodzona, że można się do nich niemal przylepić. Jedno czy dwa takie, niezdrowe dla cukrzyków opowiadania może mogłabym przetrzymać, ale przy n-tym zaczęłam mieć odruch wymiotny.  Naprawdę, koci święci trafiają się równie często jak ich ludzcy odpowiednicy i kanonizowanie na siłę futrzaków nie jest dobrym pomysłem.  Ba, rzekłabym, że może być wręcz szkodliwe, bo człek niedoświadczony w kontaktach ludzko-kocich po takiej lekturze, gotów się spodziewać, że ten właśnie przygarniany koteł jest takim świętym, co to łapkami obejmie za szyję, spojrzy głęboko w zapłakane ludzkie oczy, a potem zacznie melodyjnie mruczeć by ukoić ból albo i nawet łezki zliże swym szorstkim języczkiem. Parsknęliście już śmiechem? No właśnie. Ale jak nie macie kota, to się na takie ckliwości możecie nabrać i potem zonk i dobrze jak tylko oddanie kota z powrotem do fundacji.

Część opowiadań dla odmiany jest schematyczna do bólu : oto mamy najbrzydszego / najstarszego / najwredniejszego/ najsłabszego  kota w schronisku. I  to właśnie w nim zakochuje się opowiadający historię. Kot prędzej czy później otwiera się/ rozkwita/ okazuje się być świętym w futrze/ prawdziwym przyjacielem. Następnie okazuje się, że jest nieuleczalnie chory ( doprawdy słowo rak / nowotwór pada w tej książce  zdecydowanie za często jak na moją wytrzymałość). Następuje przegrana walka, humanitarna eutanazja oraz obowiązkowe zakończenie pełne wzruszających opisów jak to kotu jest teraz dobrze i jak daje łapką znaki z zaświatów. Aj.  Jakkolwiek w opowiadaniach tych są same chwalebne rzeczy: branie ze schroniska tych zwierzaków, które są stare, brzydkie, chore, wredne, leczenie bez oglądania się na koszty, wreszcie skracanie cierpienia, bez oglądania się na własne egoistyczne chciejstwo,  to jednak zakończenie z gatunku i miał swego futrzanego anioła za tęczowym mostem… no dobrze, jedno, dwa takie opowiadania można przeczytać – ostatecznie to są emocje piszących. Ale doliczyłam się z 10 takich opowiadanek!  No litości, czy ci wszyscy ludzie kończyli ten sam korespondencyjny kurs pisania?

Jak więc sami widzicie – książka mogłaby być znacznie cieńsza, a i tak znalazłoby się w niej wiele dobrych serdecznych opowiadań ludzi, którzy spotkali na swej drodze KOTA. Zwierzę tajemnicze, charakterne, nieprzewidywalne. Jednocześnie czułe i wredne. Nieznośne i najdelikatniejsze. Mądre przedziwną mądrością, właściwą tylko kotom, starym psom i niektórym ludziom.( Ja sama wciąż jeszcze tej mądrości nie posiadłam). Głupawe czasem niewyobrażalnie. Dostojne i rozbrykane do szaleństwa. Gibkie i śmigłe gdy tego chce i niezgrabne do granic śmieszności gdy jest mu to do czegoś potrzebne.

Czytajcie, ale pamiętajcie kot i tak jest nieopisywalny. Jak wszechświat

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *