(0 / 5) Po przeczytaniu Czwartego skrzydła należącego do modnego ostatnio romantasy, stwierdziłam, że trzeba się temu gatunkowi bliżej przyjrzeć. Może rację mają ci którzy się nim zachwycają, a moje pierwsze spotkanie było po prostu falstartem? Wygrzebałam więc ze sterty książek Dwór miodu i popiołu i zasiadłam do lektury. No nie, moi drodzy. Jeśli Królestwo Nikczemnych było falstartem, to Dwór jest jazdą na wstecznym.
I tak naprawdę nie wiem od czego zacząć tę recenzję, bo cała ta książka to jedna wielka wpadka i nieszczęście. Naprawdę czytałam znacznie lepsze fanfiki, niż to co zaprezentowały autorki w Dworze. W trakcie lektury cały czas miałam wrażenie, że czytam jakiś bardzo wstępny szkic do opowiadania, jakiś pomysł na pomysł – tyle tu luk, nieścisłości, nielogiczności, niedopowiedzeń. Bohaterowie są nudni jak flaki z olejem, a przy tym albo naiwni do bólu, albo zarozumiali niebotycznie i… głupi do bólu.
Główna bohaterka Allik jest ponoć silną i niezwykłą kobietą. Hm… tylko czemu przez większość czasu zachowuje się jak rozwydrzony smarkacz, któremu w głowie, a raczej w innej części ciała coś zgoła innego od rozwiązywania śmiertelnie niebezpiecznej zagadki? Światu fae grozi zagłada, a pannica każdego chłopaka ocenia najpierw pod kątem jego walorów fizycznych. (Ach te oczka, ach ten brzuszek, ach te… aaa, zapomniałam, świat się kończy! Jak on patrzy na mnie, pocałowałam go w oko… ) No ludzie… Kallik jest też ponoć doskonałą wojowniczką. Hm, tak? To czemu zbiera cięgi aż miło? Opis pierwszego treningu podczas którego ma uczyć walczyć facetów jest jedną wielka parodią. No i te odzywki.. To ma być 24-latka? Z zachowania może bym jej 16 dała. Druga główna bohaterka to dla odmiany jedna wielka kpina z archetypu kobiecości. Jest biuściasta i pardon dupiata, nie umie walczyć za grosz, ale nie musi, bo przez wzgląd na jej talent kulinarny i inne walory faceci padają jej do stóp i gotowi są na wszystko byle tylko dostać… serowy zawijas. Ta fizyczność Cynthi jest podkreślana z tak maniackim uporem, że aż się zastanawiałam czy aby panie autorki nie mają fatfobii? No chyba ze w ten sposób chciały dowartościować osoby puszyste. Wyszło zdecydowanie na odwrót.
Bohaterowie męscy są jeden w jednego zabójczo przystojni, świetnie walczą i lecą na główną bohaterkę choć rzecz jasna zaprzeczają temu z całych sił. Klasyczny motyw “z wroga w kochanka” ma się nad wyraz dobrze. Co gorsza, panowie, z niewielkimi wyjątkami są chamowaci, bezczelni, nadęci, wręcz mizoginiczni. Tym trudniej przyjąć jęki i zachwyty Kalik. Akcja turla się z wysiłkiem, utykając co i rusz a to na opisach kulinarnych, a to na średnio inteligentnych rozważaniach bohaterki, a to na szczegółowych opisach męskich walorów. W ostateczności jest popychana do przodu przez tzw. cudowny przypadek. Logika zwiała z wrzaskiem, albo upiła się ogrzym piwem i śpi pod stołem.
Z innych recenzji dowiedziałam się natomiast, że w książce aż roi się od zapożyczeń z tak zwanej serii “dworów” autorstwa Sarah J.Maas. Nie czytałam, więc nie potwierdzę, ale całkiem możliwe, że tak właśnie jest.
Podsumowując: O rany, ale mi się ksiopko trafiło!