Tak książka jest nie tylko opowieścią o życiu twórczyni sławnego muzeum figur woskowych. To raczej opowieść o ambitnej kobiecie, archetypie „bizneswoman” żyjącej w czasach historycznego przełomu. I właśnie wydarzenia historyczne w których żyje przyszła madame Tussaud są – nie wiem czy zamierzonym przez autorkę prawdziwym bohaterem tej książki. Jest to bowiem przede wszystkim przerażająca w swej wymowie opowieść o czasach w których zatriumfował zbiorowy obłęd i histeria, a przyrodzone ludzkiemu gatunkowi okrucieństwo całkowicie wymknęło się spod kontroli. Mowa o wielkiej rewolucji francuskiej. Wielkiej moim zdaniem tylko z nazwy. Mowa o wydarzeniach u podstaw których leżała pycha, głupota, ambicje, marzenia o sławie za wszelką cenę. Razem z panną Grosholtz obserwujemy rozmontowywanie istniejącego porządku społecznego i rodzenie się grozy terroru. Ambicje księcia Orleańskiego, który w monarchii konstytucyjnej widział szansę na tron dla siebie, przechwycone i wypaczone przez Dantona, Marata i Robespierra owocują rozruchami, mordami, bezprawiem. Rewolucja pożera własne dzieci. I w tym, ociekającym krwią świecie stara się utrzymać na powierzchni współwłaścicielka salonu de Cire, utalentowana rzeźbiarka i rysowniczka Marie Grosholtz. To początkowo w salonie jej opiekunów zbierają się na debaty ludzie którzy później staną się zarzewiem i jednocześnie ofiarami Wielkiej rewolucji. A jednocześnie to właśnie w tym salonie zostaną wystawione figury króla i królowej, a sama Marie stanie się nauczycielką siostry króla. I od tej chwili jej życie będzie jednym wielkim pasmem lawirowania i uników – pomiędzy pałacem, a ulicą francuską. Pomiędzy lojalnością wobec madame Elżbiety i braci służących w gwardii szwajcarskiej, a eskalującymi żądaniami „rewolucjonistów”. To właśnie na żądanie tych ostatnich Marie będzie wykonywać kolejne maski pośmiertne mające udowadniać „obywatelom” że ta czy inna osoba nie żyje. Jak sarkastycznie zauważa któraś z postaci – ciało szybko gnije i co będą obnosić po ulicach?
Książka napisana jest z prawdziwym rozmachem, rzetelnie z punktu historycznego, postacie są dobrze nakreślone, wyraziste. Czyta się ją dobrze, acz ze sporą dozą niesmaku. Niesmaku, bowiem nie wszystkie działania podejmowane przez bohaterkę są łatwe do przyjęcia i zaakceptowania. Czasami aż ma się ochotę złapać Marie za rękę i solidnie nią potrząsnąć. A z drugiej strony wciąż pozostaje pytanie – czy gdyby nie te doświadczenia i nie ta koszmarna kolekcja pośmiertnych masek – muzeum Madame Tussaud doczekałoby się takiej sławy?