(1 / 5)
Po skończeniu drugiego tomu Płomienia i krzyża postanowiłam zabrać się za kolejną zapomnianą pozycję w domowej biblioteczce, czyli Dotyk Zła. I trzeba przyznać, że było to bardzo bolesne przeżycie.
Po pierwsze, główny bohater – Mordimer – zawsze był trudnym do zniesienia protagonistą, nawet w wersji z podserii Ja inkwizytor, czyli w młodszej i ciut mniej wszechwiedzącej, zadufanej, egocentrycznej i hipokrytycznej niż w pozostałych częściach. Ale w zderzeniu z Arnoldem Loewefellem poznanym w Płomieniu, który naprawdę jest taki, za jakiego uważa siebie Mordimer (czytaj: skromny i inteligentny), młodszy inkwizytor robi się absolutnie nie do zniesienia. Do tego stopnia, że za każdym razem, kiedy Mordimer zaczynał opisywać swoje własne dokonania i przemyślenia (czyli często i gęsto) musiałam zwalczać ochotę ciśnięcia książką o ścianę.
Tytułowy Dotyk zła to typowe śledztwo w brudnym, nieciekawym miasteczku. Śledztwo dość przewidywalne, gdzie sławne umiejętności inkwizytora do wyciągania wniosków sprowadzają się do stosowania przemocy, a całość zostaje rozwiązana trochę przypadkiem. Im bliżej końca, tym bardziej tęskniłam za inkwizytorem Gloktą, któremu Madderdin nie jest godzien butów wiązać.
Można powiedzieć, że dostajemy opowiadanie typowe dla tego cyklu: trochę śledztwa, trochę magii, dużo przemocy i niewiele informacji o świecie.
Drugie opowiadanie – Mleko i miód – jest… w sumie nie wiem czym. Peanem na cześć jurności Mordimera? Hentai dla ubogich? Przerywnikiem do podziwiania „okoliczności przyrody”?
Mimo mniejszej objętości jest dość mocno przegadane, ale mimo wszystko dobrze podsumowuje seksizm, mizoginię i mieszankę dewocji z religijnym sceptycyzmem, które przejawia bohater. Sama postać góralki Dorotki jest równie „ni pies, ni wydra” jak cel opowiadania – z jednej strony mieści się dobrze w ramkach typowej kobiety widzianej oczyma Mordimera: głupiej, sentymentalnej i nadającej się tylko do jednego, z drugiej… bohater starannie ignoruje zachowanie innych i sam finał historii. A sama historia to wyjątkowo długotrwały romans inkwizytora z góralką, z lekkim dodatkiem elementów nadprzyrodzonych.
Cały tom niewiele wnosi nowego, zarówno do świata jak i do samej postaci. Status quo świata będzie się miał równie dobrze niezależnie od znajomości czy nieznajomości tego tomu. Nawet jeśli zapomnę na chwilę o mojej niechęci do bohatera, to i tak nie polecam – skończyłam książkę z mocnym wrażeniem zmarnowanego czasu.