Zapowiedź na okładce reklamowała tę książkę jako „Przeminęło z wiatrem po hindusku”, zaś liczne recenzje w sieci porównywały jeszcze „Tygrysie wzgórza” do innego słynnego wyciskacza łez czyli „Ptaków ciernistych krzewów” . Za „Przeminęło” nie przepadam, „Ptaki” akurat lubię, a wobec zajawek zazwyczaj jestem mocno podejrzliwa . (Bo doświadczenie uczy, że im więcej entuzjazmu i nagród na okładce tym bardziej niestrawna jest zawartość książki). Książkę dostałam w prezencie i wreszcie wypadało ją przeczytać. Prawdę powiedziawszy, po lekturze książki dalej nie mam pojęcia skąd na wszystkie bogi twórcy reklamowych tekstów wzięło się porównanie z Przeminęło z wiatrem czy z „Ptakami”. No chyba, że chodziło o wyciskanie łez u potencjalnej czytelniczki. Jeśli zaś chodzi o samą książkę to uczucia mam nieco mieszane. Z jednej strony autorka zafundowała nam dzieło mocno schematyczne i sztampowe. Główna bohaterka jest obowiązkowo zniewalająco piękna i rozpieszczona. Jej przyjściu na świat towarzyszy atmosfera tajemniczości, nieledwie magii. Wychowuje się w świecie, który można niemalże określić mianem Arkadii. W otoczeniu pięknej i niesamowitej przyrody, w kochającej rodzinie, w towarzystwie serdecznego przyjaciela. Chociaż to Indie, to brak jakoś opisów pracy ponad siły i zmagania się z nie najłatwiejszym klimatem. Pracę na polach ryżowych czy przy uprawie kardamonu wykonuje wszak plemię Polejów – biednych, ale serdecznych i kochających niewolników. No idylla, jak pragnę zdrowia i marchewki. Potem jest równie sztampowo. Dziewczyna zakochuje się w łowcy tygrysów, starszym od niej o dobre 20 lat. Jednocześnie jej towarzysz szczenięcych lat zakochuje się w niej. Do przewidzenia,, prawda? Chłopak okazuje się być niesamowicie zdolny i trafia pod opiekuńcze skrzydła pastora, który ekspediuje młodego ciupasem do szkoły dla… no właśnie tu nie jestem do końca pewna czy biali i hindusi mogli się uczyć razem, ale wedle książki tak. Potem jest trochę mniej standardowo czyli z raju trafiamy od razu na dno piekła. Ale już za chwilę sztampa trwa dalej. Niewłaściwy facet, zakazana miłość, niechciane dziecko, niepotrzebna śmierć, urażony honor, ucieczka, śmierć, egoizm, tajemnica… A na końcu happy end.
Jednak, pomimo tych wszystkich kalk i zapożyczeń, książkę czyta się dobrze. Może dlatego, że charaktery są nakreślone bardzo wyraziście i nie pozwalają na pozostanie obojętnym wobec bohaterów książki? Może z powodu kilku prawdziwych choć nieco gorzkich uwag o kondycji człowieka jakie wplata ( na całe szczęście niezbyt często) do fabuły autorka? Może to akcja która toczy się wartko i wciąga jak bystry nurt? A może dlatego, że odnajduje się w niej trochę z tego klimatu, którym przesiąknięte są książki Rudyarda Kiplinga ( niezapomniany Kim chociażby)? A może dlatego, że choć bohaterowie wybierają najczęściej najgorsze rozwiązania, choć powoduje nimi pycha i egoizm, choć zakłamują rzeczywistość widząc ją taką jaką chcą by była, a nie taką jak jest naprawdę to przecież na końcu odnajdują szczęście i miłość? Wszak my nie jesteśmy inni. I chcemy mieć nadzieję, że dla nas też los napisze szczęśliwe zakończenie. Tak jak w baśniach…
Reasumując: Mimo schematyczności do bólu, mimo nieprawdziwości obrazu Indii jest to całkiem niezłe czytadło. Nie zwala z nóg, ale i nie odstręcza od czytania. Romantyczna lektura dla amatorów na święta.