Sinclair Alison – Cieniorodni ( Zrodzeni z mroku t.3)

cieniorodniNamnożyło mi się ostatnio na półkach wydawnictw wielotomowych. Wszystko za sprawą mody na na sequele, prequele oraz kontynuacje tego co już zostało wydane i miało szczęście dobrze się sprzedać. Czasem ten zabieg wychodzi seriom na dobre, czasem wręcz przeciwnie. Nie ukrywam, że byłam bardzo ciekawa do której z tych grup zaliczę ostatni tom tej trylogii. Zanim jednak zacznę Wam opowiadać o Cieniorodnych, mam prośbę do wydawnictwa Bellona – nie pracujcie już więcej z tym ilustratorem!!! O ile okładka Ciemnorodnych była w miarę do przyjęcia, a okładka Światłorodnych mieściła się w tzw. średnim kiczu, o tyle okładka Cieniorodnych zdecydowanie przekroczyła poziom draczności. Leśna dama w borowikowym kapelindrze na głowie, obgryzająca paznokcie ma się tak do treści jak przysłowiowa pięść do nosa.Cieniorodni zaczynają się niemal dokładnie w tym momencie, w którym zakończyła się akcja poprzedniego tomu. Jak nie trudno się domyśleć wszyscy bohaterowie trafiają na wielokrotnie wspominane Rubieże.  I, znowu tak jak to było do przewidzenia – na Rubieżach wybucha wojna pomiędzy cieniorodnymi, a całą “resztą świata”. Mamy zatem okazję poznać istoty, które budziły niemal zabobonny strach. Tu nieco się zawiodłam. Spodziewałam się większej finezji i pomysłowości w tworzeniu postaci cieniorodnych. Tymczasem autorka funduje nam oczywistości na które uważny czytelnik powinien wpaść już w poprzednim tomie, albo pomysły stare i dawno sprawdzone jak… wilkołaki, albo coś na kształt pterodaktyli.. Serio? Naprawdę nie dało się wymyślić nic bardziej odrażającego? Jeśli chodzi o inne wątki to w tomie trzecim panuje w tej materii chaos i zamieszanie. Niby to i owo zostało wytłumaczone, ale w sposób który kojarzył mi się z tłumaczeniem jakiego matka udziela namolnym dziatkom: po łebkach, byle jak i aby tylko zamknąć temat. Nie spodobały mi się również opisy magicznej bitwy między dobrymi i złymi. Nie przekonały mnie rozwiązania  zaproponowane przez autorkę. Z drugiej strony, może i dobrze, że oszczędziła nam opisów magicznych zmagań, bo skoro zabrakło wyobraźni na cieniorodnych to kto wie co wynikłoby z próby opisania wielkiej bitwy magów? Podobało mi się natomiast zakończenie, choć i tu mam ale… ostatnie zdanie, ktore zapewne miało być wisienką na torcie wyszło strasznie kiczowato. Podsumowując: nie mogę powiedzieć, że cały trzeci tom jest do bani. Są w nim całkiem niezłe fragmenty, są kawałki pasujące jak pięść do nosa i są kompletne zakalce. Mam wrażenie, że autorka pisała ten tom nieco zbyt pośpiesznie i gdyby miała więcej czasu na dopracowanie jego elementów efekt byłby mniej nieudany. A tak zamiast finałowego BUM! mamy finałowe psss…. Szkoda, bo poprzednie dwa tomy odebrałam pozytywnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *