(4 / 5)Przed lekturą książki Pawła Smoleńskiego Izrael jawił mi się jako monolit. Państwo zorganizowane doskonale, zdyscyplinowane, twarde, odporne na zawirowania współczesnego świata. Autor stawia jednak ciekawą tezę, jaką wysnuł na podstawie rozmów z ludźmi – Istnieje państwo Izrael. Nie ma narodu żydowskiego. Skąd mu się taka teza wzięła? Odpowiedź na to pytanie byłaby potężnym spojlerem. Powiem Wam tylko tyle, że idąc tropem autora zaczęłam się zastanawiać jak to jest z narodem polskim. I wnioski też były “ciekawe”. Nie mam jednak zamiaru rozpętywać na tym blogu polityczno – historycznej dysputy o Polakach, polskości itd. Skupmy się po prostu na książce Pawła, wydanej przez Czarne w serii Świat. Autor prowadzi nas zaułkami Jerozolimy, zagląda do chasydzkiej enklawy, rozmawia z mieszkańcami kraju, opowiada nam o osobach wierzących i niewierzących. O chasydach, apostatach, muzułmanach, chrześcijanach. Palestyńczykach, Żydach, Arabach. O Europejczykach. Każdy z 20 mini rozdziałów opowiada nam o tym samym świecie widzianym oczami innej osoby. Pokazuje jakiś problem, a czasem tylko drobiazg. Drobiazg rzecz jasna z naszej perspektywy, bo dla mieszkańców tamtego terenu coś co dla nas bywa drobiazgiem może stać się problemem nie do udźwignięcia. Na początku jest ciekawie, bo pokazuje nam nie tylko polityczne niuanse i odcienie życia w najbardziej pożądanym kawałku świata. Od połowy robi się już niestety bardzo politycznie. I przez to nużąco. Ile można wysłuchiwać mniej lub bardziej zagmatwanych argumentów za pozostaniem lub wyjściem z terenów zasiedlonych. Rozum, a jeszcze bardziej serce broni się przed taką nawałnicą argumentów. Nie wszystkie kwestie podejmowane w książce były też dla mnie wystarczająco znane i musiałam sobie co nieco poczytać.
Podsumowując, Izrael nie jest lekturą łatwą. Ale zdecydowanie jest wart polecenia dla każdego, kto choć trochę interesuje się polityką w szerszym znaczeniu tego słowa.