Kolejna książka z cyklu – świetny pomysł, wykonanie co najmniej przeciętne. Pomysł prosty jak drut, ale chwytliwy. Otóż to, co my umownie nazywamy Niebem, Piekłem i Czyśćcem, to takie same światy jak nasz, tylko starannie od siebie oddzielone. Czasem jednak, za sprawą tej czy innej siły w oddzieleniu robią się dziury i przez nie do naszego świata mogą przenikać istoty z innych światów – chochliki, gobliny, demony, anioły i rzecz jasna… niepogodzone ze śmiercią duszyczki czyli zmory. I taką właśnie niepogodzoną z życiem duszyczką jest Nina. Przelazła do naszego świata przez jedną z dziur i jakoś się w nim urządziła u boku chłopaka którego duszę uratowała przed niedorobionym aniołem śmierci. Niebawem do tego egzotycznego duetu dołączy jeszcze Jasna – obudzona po pięciuset latach przeklęta wiedźma oraz Szary – ów niedorobiony anioł śmierci któremu Nina nie dała zabrać duszy ciężko rannego kolegi. Jak się nie trudno domyśleć, w tak skonstruowanym kociołku szybko zaczyna wrzeć. Prócz emocji związanych z kłopotami natury egzystencjalnej pojawiają się i te natury romansowej zgoła. To jeszcze od biedy mogłabym znieść, gdyby nie uproszczenia i zachowania bohaterów rodem z podstawówki. O ile jeszcze potrafię zrozumieć, że pięćsetletnia nominalnie wiedźma może sobie nie dawać rady z uczuciami, o tyle Nina i jej podopieczny są starsi i oczekiwałabym po nich czegoś innego niż bardzo smarkate popisy zazdrości. Tymczasem zwłaszcza Nina dąsa się jak małolata i zachowuje wyjątkowo wrednie i głupio. Niestety muszę też stwierdzić, że żaden z bohaterów nie wzbudził mojej sympatii, ani nie przyciągnął do siebie. Po prostu wszyscy są bardzo papierowo i powierzchownie skonstruowani, trudno więc polubić tekturowe postacie. Zamiast przyjemności czytania jest zniecierpliwienie.
Kolejna rzecz która wywoływała u mnie uniesienie brwi to szybkość z jaką bądź co bądź wiekowa wiedźma wchodzi w życie XXI wieku, zwłaszcza tempo w jakim nauczyła się czytać oraz sugestia, że uczy się świata korzystając z internetu. Tu autorka popisuje się sporą niekonsekwencją – Jasna choć chłopka, jednak wysławia się nad wyraz poprawnie jak osoba z zupełnie innej warstwy społecznej, a jej archaizmy są tak delikatne, żeby przypadkiem nie utrudnić czytelnikowi rozumienia tekstu. No i znikają podejrzanie szybko – hm… cudowny wpływ internetu? A jak Jasna poradziła sobie z zupełnie odmiennym słownictwem? Też cudowny wpływ internetu? Czy po prostu zapoznany geniusz?
Innym bardzo irytującym elementem jest styl. Z jednej strony patetyczny do bólu, niemal sienkiewiczowski, by za chwilę przejść do młodzieżowego. Brawo dla autorki, że potrafi tak wzniośle i poetycko pisać, ale minus za bujanie się od ściany do ściany. A tak się cieszyłam na początku, że wreszcie trafiła mi się książka pisana naprawdę piękną polszczyzną.
Prowadzenie akcji to również spore rozczarowanie. Bardzo liniowo, bez zaskoczeń, nużąco prosto, momentami wręcz prymitywnie. Dobro zawsze zwycięża, wszystkie nieprzyjemne zakręty losu kończą się dla bohaterów dobrze, jak ten przysłowiowy kot spadają na cztery łapy. Jeśli nie ma innego wyjścia pojawia się magia i znowu wszystko wraca na prostą. Chwilami można się było wręcz zaziewać na śmierć, choć autorka co i rusz sugeruje, że właśnie TO wydarzenie jest kluczowe i przełomowe. Co gorsza, pod koniec książki zaczęłam mieć wrażenie, że autorka pogubiła się już ze szczętem, a niedomyślana fabuła wyrwała się jej spod panowania i gna na niej jak na znarowionym koniku byle tylko dotrwać do ostatniej kropki.
Podsumowując. Sporo irytacji ze sporego bałaganu. Będą następne tomy, ale chwilowo mam dość i póki co nie zamierzam kupować.
_________________________________________________________________________________________________________________________Lashana
Przyznaję, że nie zdzierżyłam.
Dotrwałam może do jednej trzeciej audiobooka i miałam serdecznie dość.
Pierwsze co mi się w uszy rzuciło to co najmniej dwa przymiotniki doczepione do każdego orzeczenia, co bardzo szybko zaczęło być irytujące, tym bardziej, że część określeń sprawiała wrażenie doczepionych na siłę.
Początek, a w zasadzie jego część współczesna, skojarzyła mi się bardzo pozytywnie z Żarnami niebios Kossakowskiej. Niestety pozytywne skojarzenia szybko uleciały w siną dal pod wpływem Niny. Nie dość, że dziewczyna zostaje między światami z powodu, do którego autorka mnie kompletnie nie przekonała, nie dość, że prezentuje niepokojący stopień obsesji, to jeszcze lektorka interpretowała ją na permanentnym słowiańskim wkurwie. Bo irytacją tego nazwać nie sposób.
Z kolei Jasna – naiwne wiejskie dziewczę, które ma prawo być naiwne, prezentuje zgoła magiczne rozumienie współczesnego języka polskiego po pięćsetletnim przeskoku w czasie.
Cała trójka (nie dobrnęłam na tyle daleko, żeby wspomniany przez K. anioł został pełnoprawnym bohaterem) produkuje koszmarne dialogi i zachowuje się mocno infantylnie (wiedźmie akurat wolno). Nikt z nich nie jest na tyle sympatyczny, ani na tyle ciekawy, żeby chcieć poznać jego historię, wręcz przeciwnie. Świat ani początek fabuły również nie zawierały nic, co by mnie było w stanie przekonać do poświęcenia czasu na resztę książki.