(5 / 5) Gdzieś w Polsce, daleko od nigdzie istnieje sobie Polska B. A może Polska C? Któż to wie. Świat postpegeerowski, gdzie zmiany dla jednych przyniosły rozkwit dla innych upadek, a dla jeszcze innych… nic nie przyniosły. Świat o którym nic nie wiemy, a jeśli nawet to lubimy zatrzymać się na młodopolskim poziomie wsi radosnej, wsi wesołej. Andrzej Stasiuk odziera dla nas tę krainę z cepeliowskiego celofanu. Piętnaście opowiadań, a w zasadzie króciutkich etiud. Każda z nich to perełka. Językowa, obserwacyjna, filozoficzna. Autor nie obawiał się wejść pomiędzy realnych ludzi żyjących we wsi “daleko od nigdzie”. Nie obawiał się o nich pisać. Pokazać zaklętego kręgu bezradności, biedy ubóstwa, samotności. Zagubienia w rzeczywistości. Rzeczywistości, która choć niby się zmieniła, to przecież wciąż trwa. Trwa bo niezmienna jest miłość, nienawiść, zazdrość, pogarda, strach, smutek, tęsknota. Niezmienne jest koło czasu. I nawet jeśli wydaje się, że bohaterowie “uciekli do przodu” to czytelnik wciąż zadaje sobie pytanie – czy ta ich ucieczka, nie jest ucieczką chomika biegającego w kołowrocie?
Świat przedstawiony przez Stasiuka jest jednocześnie realistyczny i magiczny. Brudny, śmierdzący, ubłocony, spróchniały. A jednocześnie jest w nim jakaś nieuchwytna magia. Jakiś promyk słońca, uśmiech, tęczowe lśnienie, które na chwilę uwzniośla najbardziej prostackie zachowania i rysy. Tak, to nie jest łatwa książką. Czasem trzeba czytać jakieś zdanie po kilka razy. Czasem – bo chce się smakować ten niezwykły opis. Czasem – bo chce się go za wszelką cenę zapamiętać. Czasem – bo jest w nim jakaś prawda z którą nie chcemy się za żadne skarby świata zgodzić.