Tregillis Ian – Wojny alchemiczne T.3 Wyzwolenie

 Metal na murze, powtarzam, metal na murze! Jeśli ktoś z Was myślał, że uwolnienie klakierów cokolwiek zakończy, to był w wielkim błędzie. Wojna Mosiężnego Tronu z Nową Francją zakończyła się  dość hm..  przymusowo.  Uwolnieni spod terroru geas mechaniczni żołnierze po prostu przestali walczyć. Ale, że natura próżni nie lubi – w miejsce jednych problemów  natychmiast zameldowały się inne. Bo choć mechaniczni wydają się jednakowi, jednak wcale jednakowi nie są.   I nie wszyscy są jak Jax, pardon, Daniel – etyczni, szlachetni, dobrzy. Są i tacy, którzy marzą tylko o jednym – wykąpać się we krwi  ciemiężycieli. Zmieść rodzaj ludzki z powierzchni planety. I jest im absolutnie obojętne czy stojący przed nimi człowiek, to poddany królowej Margaret, czy obywatel Nowej Francji. Człowiek – zatem musi zginąć. A pamiętajmy, że oprócz żniwiarzy jest też gdzieś tajemnicza królowa Mab i jej Zaginieni chłopcy.

Trzecia część wojen alchemicznych zaczyna się z “wysokiego C”, a dalej jest już tylko szybciej. Akcja pędzi,  autor nie zwalnia ani na moment, sprawnie budując intrygę, dawkując grozę,  doskonale oddając uczucie osaczenia i bezradności ludzi nagle strąconych z piedestału i osadzonych w roli zwierzyny łownej. Jest naprawdę nieprzyjemnie. Bohaterowie już nie roztrząsają etycznych, filozoficznych i moralnych zagadek bytu. W tle nie zgrzytają niewygodne pytania o człowieczeństwo.  Pytanie jest tylko jedno. Jak przeżyć. A Ian Tregillis szykuje dla czytelników jeszcze niejedną koszmarną niespodziankę. I w taki to sposób moralitet zamienia się nagle w apokaliptyczny niemalże dreszczowiec. Bardzo dobrze napisany dreszczowiec dodajmy. Ale mnie mimo wszystko trochę tej filozoficznej warstwy zabrakło. I żałowałam, że Jax – Daniel tak bardzo w trzecim tomie wyblakł. Tak bardzo stał się nijaki, tak bardzo zepchnięto go do tylnego szeregu. A to właśnie postać mechanicznego człowieka tak mnie w trylogii  Wojen uwiodła. ( Może dlatego, że widziałam w Jaxie  dalekie odbicie Lt. cmd. Daty z ST:TNG?) Tak czy inaczej w Wyzwoleniu Daniela jest niezbyt wiele. Szkoda.  Na pierwszy plan wysuwają się zdecydowanie postacie dwóch dotychczasowych rywalek : Anastazji Bell i Berenice Charlotte de Mornay-Périgord. Dwie diaboliczne kobiety z krwi i kości muszą przeciwstawić się trzeciej równie diabolicznej tyle że z metalu – królowej Mab.

Fabuła zmierza do wielkiego finałowego BUM, a czytelnik zastanawia się,  jak teraz autor odkręci to co namieszał, jakiego prztyczka sprzeda w nos czytelnikowi. I czy zostawi sobie miejsce na kontynuację. Na to jedno pytanie mogę Wam odpowiedzieć bez obaw, że zdradzę coś z fabuły. Kontynuacji nie będzie. Z jednej strony to dobrze, bo trudno byłoby chyba ciągnąć tę opowieść dalej bez uszczerbku dla cyklu.  Z drugiej – szkoda. Bo zdążyłam niektórych bohaterów polubić, a do innych się przyzwyczaić (Berenice to dalej dla mnie zołza z pretensjami jak pensjonarka. Już chyba łatwiej byłoby mi polubić Anastazję, ale do obu wredot przywykłam)

Podsumowując – Wyzwolenie jest doskonałym zwieńczeniem trylogii. Polecam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *