Zachwycamy się kryminałem skandynawskim, tymczasem tuż, tuż nieomal pod nosem cichutko i bez fajerwerków narodziła się nam w kraju odmiana tego kryminału – coś co na własny użytek ochrzciłam mianem “polskiego kryminału historycznego”. To kryminał osadzony w polskiej historii – w czasach drugiej wojny światowej i czasach powojennych. Wątki kryminalne przeplatają się, ba są nierozłącznie związane z wydarzeniami wojennymi i powojennymi. Z polityką, okupacją, ale też z ludzkimi bardzo trudnymi wyborami.A na imię jej będzie Aniela to kolejna po Pogromie w przyszły czwartek opowieść o komisarzu Maciejewskim Tym razem jednak cofamy się do wydarzeń wcześniejszych niż te opisane w Pogromie. Dowiadujemy się wreszcie jak to się stało, że Maciejewski wylądował w Kripo. Książka skonstruowana jest nieco inaczej niż Pogrom. Tym razem mamy dwa nurty które teoretycznie zupełnie się ze sobą nie wiążą. W pierwszym, współczesnym dziennikarka przeprowadza wywiad z osobą która być może znała aktualnie sądzonych zbrodniarzy wojennych. W drugim przenosimy się do wojennego Lublina, w którym komisarz Maciejewski tropi seryjnego mordercę i jest w tym tropieniu tak zawzięty, że nie waha się wstąpić do Kripo aby tylko dorwać zbrodniarza. A im dalej w śledztwo – tym bardziej skomplikowana intryga wynurza się spod spodu. Maciejewski jest dokładnie taki jak w Pogromie. Autor bynajmniej nie łagodzi obrazu swojego bohatera. To dalej brudas, moczymorda, cham. Maciejewski przypomina mi bohaterów Chandlera – z pokiereszowanym życiem osobistym, zgorzkniałych, zaplątanych w rzeczywistość która bardzo im nie odpowiada. Na to wszystko nakłada się skomplikowana sytuacja polityczno – społeczna, ruch oporu, żydzi, dobrzy i źli Niemcy, gierki pomiędzy okupantami… Wroński znakomicie odmalowuje też polski społeczeństwo nie szczędząc mu przysłowiowych kopów – pyszna wprost scena z wsiową babiną która przyjeżdża do Lublina, żeby złożyć donos na wyjątkowo przez nią nielubianą kumę która bije nielegalnie świniaki. Dużo bardzo trafnych obserwacji naszego społeczeństwa, której najwyraźniej niewiele zmieniło się od czasów wojny, a co więcej które zdaniem autora wcale nie powinno się tą wojną tak bardzo tłumaczyć. Jeśli chodzi o fabułę, nie można jej nic zarzucić. Wroński pisze bardzo dobrze skonstruowane kryminały, uporządkowane logicznie, z zakończeniem które potrafi zaskoczyć mimo, że tu i tam autor nieomal ujawnia zbrodniarza. Zaraz jednak tak miesza czytelnikowi w głowie, że ten przestaje być pewien swoich wniosków.
Na koniec ostrzeżenie. Wrońskiego nie czyta się łatwo. Książki tego autora są ciężkie w odbiorze, wymagają skupienia, atakują czytelnika ukrytą za scenami goryczą i smutkiem, drażnią i bolą opisami naszej własnej narodowej mizerii, aktualnej do dnia dzisiejszego. Ale to są dobre książki które warto przeczytać, choć odkłada się je na półkę z goryczą w pysku.
Mimo wszystko polecam.