Zanim weźmiecie się za czytanie tej książki – zapoznajcie się ze wstępem. Zawiera informacje które pozwalają w pełni zrozumieć i docenić prozę autora. Informacja numer 2 jest natury osobistej. Kocham Hiszpanię. Jej kolory, smaki, obyczajowość. Kocham Hiszpanię i może dlatego każdą książkę o niej otwieram z ogromną tęsknotą i z wielką nadzieją, że odnajdę w niej to co tak mnie urzekło – niepowtarzalny klimat miasteczek i metropolii. Że znajdę w książce słowa których mnie brakuje. Nie trafiłam jeszcze na taką książkę i być może dlatego mogę być nieco zbyt krytyczna. A sama książką? Grobowiec w Sewilli to z jednej strony rozliczenie z młodością, z drugiej pragnienie udokumentowania okresu który można określić mianem chwili przed burzą. To chęć opisania Hiszpanii w miastach i miasteczkach miotającej się pomiędzy utopią komunistyczną a utopią faszystowską, a na wsiach pomiędzy katastrofalną nędzą a nędzą. To oddawanie przez umierającego hołdu światu który też już nie istnieje. W oszczędnym reporterskim stylu, bez ujawniania własnych emocji, niemal bez ujawniania własnych przemyśleń pokazywany jest nam świat na chwilę przed katastrofą. Owszem zaczynają w nim już ginąć ludzie, owszem momentami po ulicach przemieszcza się na czworakach, ale walka sprawia wrażenie jakiejś niedorzecznej gry o nieznanych zasadach w której gubią się obie strony.
My wiemy, że niebawem krew poleje się szerokim strumieniem, że zabarwi wody Ebro, i ulice zrujnowanej Guerniki. Być może dlatego z takim niedowierzaniem czyta się słowa o tym, że początek tej krwawej jatki przypominał nieporadne zabawy chłopców w śmietniku.
A moje odczucia? Z jednej strony rozpoznawałam w niektórych opisach Hiszpanię jaką znam – tę spłowiałą od żaru, dumną na mauretańską modłę Andaluzję, z jej białymi miastami, górami od jazdy po których kręci się w głowie, z jej otwartością i ciepłem ludzi. Z drugiej zdumiewałam się światem nędzy i poniżenia z którego Hiszpania się podniosła ( i w który, o kpino historii właśnie znów się pogrąża.)
Jeśli czegoś zabrakło mi w pracy Normana Lewisa to pasji i ognia. Bo moim zdaniem o Hiszpanii bez nich pisać się nie da.
Czy mam rację? Nie wiem. Przeczytajcie tę cieniutką książeczkę i odpowiedzcie sobie na to pytanie sami.