Literatura skandynawska to… literatura skandynawska. Koniec kropka. Obojętne, czy jest to krwisty kryminał, obyczajówka, thriller czy powieść psychologiczna. Zawsze znajdziemy w niej charakterystyczne elementy, które sprawią, że bez zerkania na okładkę i grubo wcześniej niż w treści pojawi się jakiś Bjorn powiecie – “to literatura skandynawska…”
Lód i woda, woda i lód jest pod tym względem klasyczna do bólu. Na całe szczęście tylko pod tym względem.
Jakie zatem to cechy? Przede wszystkim – odosobnienie, wręcz izolacja. A dokładniej – poczucie izolacji. Bohaterowie skandynawscy swoje odosobnienie, swoją izolację noszą w sobie. W tłumie ludzi, w towarzystwie własnej rodziny są samotni do granic. Taka absolutna samotność jest udziałem praktycznie wszystkich postaci sportretowanych przez Majgull Axelsson. Kolejną cechą jest poczucie zagrożenia. Czasem wynika z poczucia izolacji, czasem jest rzeczywiste, tak jak w tej książce. Następna cecha? To mniej lub bardziej mroczna tajemnica rodzinna, która kiedyś tam zmieniła losy bohaterów i toksycznie wpływa na nich do dziś sprawiając, że nie są sobą, wybierają jak wybierają, wchodzą w patologiczne związki, cierpią. I znowu wszystkie te elementy znajdziecie u Majgull. Co jeszcze? Kontrola. Wszechobecna i bardzo skuteczna. Rodzinna i społeczna. Bardzo często posunięta do granic manipulacji, wręcz psychopatyczna. Do wszystkiego skandynawscy bohaterowie są małomówni. Jeśli gadają, to w głębi duszy. I z takim właśnie konglomeratem mamy do czynienia w ostatniej książce pani Axelsson. Złośliwym zrządzeniem losu na lodołamaczu spotykają się osoby związane w ten lub inny sposób z tajemniczą tragedią sprzed lat. Śledząc równoległe wątki grzebiemy w historiach sprzed lat. Ale dopiero po jakimś czasie orientujemy się, że niektóre z nich mają wspólny mianownik. I zaczynamy się zastanawiać, czy w tym całym kotle czarownic jest chociaż jedna normalna osoba, nie wypaczona, okaleczona, w ten czy inny sposób zmieniona. I czy rzeczywiście to wydarzenia je tak zmieniły, czy też tkwił w nich zalążek szaleństwa, który sprawił, że stali się właśnie tacy.
Ciężko czyta się tę powieść. Cóż, może to kolejna cecha powieści skandynawskich – nie da się ich czytać szybko i nie da się szybko zapomnieć. Po przeczytaniu, długo jeszcze obraca się w głowie wszystkie elementy układanki, myśląc o autorze na poły z wielkim szacunkiem, na poły ze złością, że tak dokładnie opisał mechanizmy o których nie chcemy myśleć. Tak dokładnie zajrzał za kurtynę, a potem tę kurtynę zdarł.
Lód i woda, woda i lód woda to trudna, męcząca, bardzo dobra powieść psychologiczna. Z jedną niewielką dłużyzną w środku.
Polecam.