(5 / 5)Ja chcę więcej! Taki okrzyk wydarł mi się z paszczy po przewróceniu ostatniej strony Ciemnego Edenu. A sami wiecie jak rzadko padam przed czymś na kolana. Tym razem padłam i to padłam na płask. W czasach gdy na półkach podpisanych “fantastyka” najczęściej królują książki urągające inteligencji czytającego, znalezienie książki mądrej, ciekawej, a przy tym nie przekombinowanej zasługuje na fanfary. Żeby było zabawniej – książka eksploatuje motyw wydawałoby się zgrany do cna, który nie powinien móc zaoferować czytelnikowi niczego odkrywczego. Motyw pary rozbitków na obcej planecie? Byyył! I to ile razy… Odniesienie do Adama i Ewy, aż nadto czytelne? Ba…
Kiedy jednak odłożyłam książkę zadałam sobie pytanie, czy przypadkiem nie przeczytaliśmy jeszcze raz historii wygnania z kolejnego raju. Ostatecznie dla młodego Johna Czerwoniucha świat okrągłej doliny jest wszystkim co zna – bezpieczną przystanią, swoistym edenem dla społeczności potomków pierwszych rozbitków. A gdy buntuje się przeciwko stagnacji, trwaniu, kurczowym trzymaniu się swoistej religii ukutej z tęsknoty i prawdziwych wydarzeń, kiedy popełni nomen omen świętokradztwo – zostaje z tego raju wygnany. I niebawem przyjmie na siebie jeszcze jedną biblijną rolę – rolę Kaina. A później stanie się kimś na kształt Abrahama prowadzącego swój lud do ziemi obiecanej.
W obcym, pozbawionym światła dziennego świecie, w blasku lampodrzew oglądamy więc jakąś historię parabiblijną, w przedziwny sposób jednocześnie wielką i skundloną. Jednak Ciemny Eden oferuje nam nie tylko tę jedną warstwę narracji. Obserwujemy bowiem jak łamanie norm i tradycji, choć teoretycznie powstrzymane wypędzeniem “nieprawomyślnych” wpływa i zmienia również dynamikę grupy teoretycznie zachowawczej, skłonnej trzymać się starych obyczajów. Autor nie pozostawia nam żadnych złudzeń – to co kiedyś było prawdziwą wiarą, że “wrócą po nas” zostaje wypaczone i zaczyna służyć różnym grupom interesów, a matriarchalne zasady, ustanowione po to by zapobiec wojnie pomiędzy potomkami przegrywają z agresją i ambicją.
Czym zatem jest jest Ciemny Eden? Powieścią sf? Moralitetem? Przypowieścią quasibiblijną? Socjologiczną rozprawką ubraną w nieziemskie gatki? A może wszystkim po trochę? Nie wiem. Wiem za to, że wciągnęła mnie z butami i nie wypuściła do ostatniej litery. Oprócz intrygującej inteligentnej fabuły, dobrego tempa akcji, ciekawego świata, Ciemny Eden ma również ciekawych pełnokrwistych bohaterów, którym kibicujemy, choć tak naprawdę każdy z nas wie, jak skończyła się historia biblijna…
Jeśli podobały się Wam Cieplarnia albo Wiosna Helikonii, to Ciemny Eden spodoba się Wam tym bardziej.
Czekam z niecierpliwością na Matkę Edenu.