Sterling Isabel – Te wiedźmy nie płoną

3 out of 5 stars (3 / 5)
Ktoś podsuwa wam tekst, czytacie – czyta się dobrze. Fabuła się toczy, bohaterowie są sympatyczni, nic z wrażenia nie opada, ale też nie ma się za bardzo czego czepiać. Ale przez cały czas jesteście przekonani, że to fanfik. A potem ten ktoś wam mówi, że to książka jest. Normalna, wydana w papierze. I aż musicie sprawdzić, czy na pewno, bo to przecież opeczko jest… Takie mniej więcej wrażenia są po przeczytaniu Te wiedźmy nie płoną.
Co nie zmienia faktu, że – po pierwsze – to naprawdę jest fanfik (ale o tym zaraz), co prawda wydany w papierze. A po drugie – uważam, że powinna to być dla nastolatków lektura obowiązkowa. Wszystkich – płeć i preferencje dowolne. Może trochę przesadzam, ale tylko trochę.
Hannah, nieletnią wiedźmę żywiołów, poznajemy tuż po tym jak zerwała ze swoją dziewczyną. Zerwała z pełną premedytacją, żeby wydostać się z toksycznego związku i teraz głównie stara się unikać swojej byłej. No proszę, więc jednak się da. Da się opisać toksyczny związek jako toksyczny i to, jak można sobie z tym poradzić. I zrobić to na serio, ale bez przytłaczania czytelnika. Jest to miła odmiana po wszystkich Zmierzchach, Alyssach z czarami czy innych Miastach kości. Już tylko za to książka dostaje solidnego plusa.
Bohaterki dają się lubić i nie mają syndromu Mary Sue. Postacie negatywne są tymi złymi z jakiegoś powodu, a nie tylko dlatego, że autorka tak twierdzi. Rodzice nie zostają zamieceni pod dywan, żeby było wygodniej. Bohaterka nie żyje w próżni – zamieszanie romantyczne i paranormalne to jedno, a drugie to szkoła, rodzina i przyjaciele. Na dodatek fabuła nie skupia się na seksualności bohaterów. Oczywiście wpływa na nią i bohaterów, ale nie jesteśmy zalewani rozważeniami egzystencjalnymi, bo te bohaterowie już mają za sobą. Słowem – same plusy.
Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa – w Salem żyje sabat wiedźm żywiołów, jednak w mieście pojawia się Wiedźma Krwi albo Łowcy Czarownic, w sumie nie wiadomo co gorsze. Jest tu trochę tajemnicy i suspensu. Przynajmniej w tych momentach, kiedy fabuła faktycznie skupia się na urban fantasy, a nie na szkolnym romansidle i nastoletniej dramie. I to jest niestety główna wada – wyważenie elementów jest średnie i przeważa niestety high school romance, a samej akcji jest niewiele.
No i nadal jest to fanfik. Nie żeby to był jakiś problem, ale styl pasuje mocno do opeczka. Trochę zbyt kolokwialny, trochę brakuje opisów, jakby autorka zakładała, że czytelnik nie potrzebuje zbyt wielu szczegółów, bo czyta o czymś, co zna. Nie przeszkadza to za bardzo w odbiorze i to niezależnie od tego, czy ktoś zna historię bazową, czy też nie. Żeby nie było – nigdzie nie jest powiedziane, że autorka opierała się na czymkolwiek. Jednak zdecydowanie za dużo jest tu podobieństw, żebym uwierzyła, że to przypadek.
Jest to fanfik do Diany Tregarde – trylogii urban fantasy napisanej przez Mercedes Lackey. Te wiedźmy nie płoną to uwspółcześniona wersja z odmłodzoną bohaterką. Bohaterka jest wiedźmą (Di jest wicca), pracuje dla niepoznaki w sklepie z magią (zgadnijcie gdzie dorabia główna bohaterka), jej najlepsi przyjaciele to para tancerzy gejów (najlepsza przyjaciółka Hannah jest baletnicą) i dość istotną rolę w powieściach odgrywa policjant (nie zgadniecie – ale tu też). Ja wiem, że genialne umysły pływają z prądem tego samego rynsztoka, ale coś za dużo tych podobieństw.
Sympatyczne czytadło, chociaż za dużo nastoletniej dramy, a za mało akcji jak dla mnie. No ale ja nie jestem docelowym czytelnikiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *