(3,5 / 5)
Mona jest dość nietypową nastolatką żyjącą w trochę fantasy-pseudo-średniowiecznym, a trochę baśniowym mieście. Dziewczyna przestrzega reguł, nie czuje potrzeby buntu, lubi swoją opiekunkę (ciotkę), na dodatek lubi swoją pracę. Nie marzy ani o pałacu, ani o księciu z bajki, tylko o tym, żeby ciasteczka się udały, a chleb nie był gliniasty. Całe szczęście w tym ostatnim pomaga jej magia.
Magia Mony jest związana z ciastem – sprawia, że zakwas ma dłuższą przydatność, chleb chrupiącą skórkę, a pierniczki od czasu do czasu tańczą na ladzie w piekarni. W mieście, w którym mieszka dziewczyna sporo jest takich monotematycznych magów.
Życie Mony, mimo magii, toczy się utartym trybem i rytmem zgodnym z życiem piekarni. Dopóki w piekarni nie pojawia się trup.
Dostajemy świetnie napisaną i przemyślaną bajkę. Z jednej strony jest tu sporo mroku godnego braci Grimm, z drugiej trochę humoru i klimatu pasującego do Pixara. I o dziwo łączy się to ze sobą całkiem nieźle. Jest sporo bardzo „dorosłych” tematów i trochę niezbyt kłujących w oczy morałów. Jest ciekawy pomysł na magię i jej wykorzystanie. Są barwne postacie dające się lubić i postacie drugoplanowe, które ożywiają pałac i miasto. Ani jednych, ani drugich nie ma zbyt wiele, ale wystarczająco, żeby zbudować klimat, fabułę i lekko bajkowy świat.
Sama Mona jest sympatyczna, daje się lubić, jest zabawna, kiedy sytuacja na to pozwala, poważna, kiedy powinna taka być. Przedstawia sobą fajną mieszankę młodzieńczej naiwności, rozsądku kogoś, kto pracuje na swoje utrzymanie i młodego dorosłego, który musi sobie poradzić z sytuacją, w której się znalazł.
Klimatu dodają lekko zagubiona księżna, żywiołowa ciotka, małomówny wuj, Jatkowa Molly i Bob. Do tego jest też Patyk – chyba najbardziej stereotypowy z towarzystwa. No i Ciastek.
Niezbyt grubą książkę można pochłonąć w jeden wieczór, bo czyta się świetnie, mimo że Wypieki są raczej przeznaczone dla ciut młodszych czytelników.
W sumie jedyne do czego można by się przyczepić to wielkość miasta, które ma jedną bramę, ale po którym można 6 godzin wędrować jak się ktoś zgubi. I do skutków zakończenia w przypadku Mony, która zdobyła sporo „punktów doświadczenia” w postrzeganiu świata, ale nie siebie samej.
Sama książka ma ciekawą historię, bo czekała na wydanie 12 lat. Standardowi wydawcy autorki, która pisze słitaśne książki dla dzieci uznali ją za zbyt mroczną. I tak tekst się tułał od wydawcy do wydawcy, do czasów pandemii, kiedy wielu ludzi zaczęło piec własny chleb…
Polecam, bardzo sympatyczna i oryginalna powieść, co było miłym zaskoczeniem.
Ale też ostrzegam – jeśli ktoś jest uczulony na mieszanie gatunków albo pewną nieokreśloność gatunkową, to Wypieki raczej nie przypadną mu do gustu.