(1 / 5) Miałam ostatnio “fazę” na książki poważne. Ciężkie. Metafizyczne nieledwie. Pisane pięknym bogatym językiem, jednym słowem – niedzisiejsze. Nic zatem dziwnego, że zachciało mi się dla odmiany książki lekkiej, łatwej i przyjemnej czyli typowego odmóżdżacza. Mój wybór padł na Mroczny wymiar, głównie ze względu na pozytywne recenzje, ba, zachwyty i peany jakie znalazłam w sieci. Przeczytałam i szczerze powiem – nie mam zielonego pojęcia skąd te zachwyty się wzięły?! Mroczny wymiar, to pozycja z gatunku “zabili go i uciekł bo był magiczny”, z dodatkiem erotycznych fantazji autorki. Motylki w brzuchu odgrywają w fabule znaczącą rolę, a w zasadzie wręcz dominując wszelkie inne wątki. Intryga, tajemnica, przyjaźń, inne rasy stanowią tylko tło dla jęków i zachwytów głównej bohaterki na widok inkuba. Tego konkretnego inkuba, bo jego 6 braci już takich emocji nie wywołuje, choć to przecież też demony seksu. Oni działają na nią swoją magią. Wyłącznie. Ten jeden nie bo jest inny. Tu dochodzimy do drugiej słabości opowieści – a mianowicie logiki. W zasadzie powinnam napisać – braku wszelkiej logiki. Potencjalna agentka innego wymiaru chodzi sobie swobodnie po najbardziej strzeżonej fabryce zaklęć, jej ochroniarz znika sobie gdzieś i nikt się tym nie interesuje, druga ochroniarka pozwala chodzić podopiecznej samej z inkubem, choć doskonale wie, że ta może łatwo wpaść pod jego wpływ i wygadać się o tajnej misji, w dodatku Clio ma irytującą manię urywania się wszystkim i samodzielnego pakowania w kłopoty. Nigdy do końca nie wiadomo jak tak magia inkubów działa, bo autorka sama sobie miejscami przeczy…. Dołóżmy do tego bohaterów ( wszystkich bez wyjątku) płaskich jak deska do prasowania, nużące i momentami lekko niesmaczne opisy jak to magia inkubów działa na bohaterkę, przetykanych równie nużącymi opisami w których taż bohaterka wychodzi z wszelkich opresji siłą własnej zajebistości oraz magię jako remedium na kiksy fabuły i dostajemy 400 stron środka nasennego.
Najbardziej żałuję, że w tym zalewie miernoty utonął także drakon Ash. To jedyna postać która według mnie ma potencjał. Może dlatego, że nie tonie w oczach ciemniejących z wściekłości albo pożądania, jest potężna a wyczuwa się w niej jakieś pęknięcie i smutek. Podejrzewam, że w kolejnych tomach to on zajmie miejsce zamordowanej ochroniarki i przyjaciółki Clio. Tyle, że ja się o tym już nie przekonam. Taka ilość motyli w brzuchu wystarczy mi na długo….