Szklany miecz zaczyna się niemal dokładnie w tym miejscu w którym kończy się Czerwona królowa. Nosicielka mutacji czyniącej z czerwonej srebrną – Mare Molly Barrow i srebrny książę Cal oskarżony o morderstwo ojca króla Tyberiasza z pomocą czerwonych buntowników uciekają z areny na której mieli zginąć. Spodziewałam się zatem w dalszym ciągu szybkiej akcji, sprawnie rozwijanej fabuły, ciekawych postaci. I co? I nic z tych rzeczy.Drugi tom trylogii Czerwona królowa przyniósł mi niestety rozczarowanie. Po pierwsze, pojawia się w nim irytująco dużo rozterek uczuciowo duchowych głównej bohaterki, która szarpie się pomiędzy lojalnością względem swojej poprzedniej miłości Kilorna, a miłością płomienistego księcia Cala. I znowu przypomina mi się Katniss, które również szarpała się pomiędzy dwoma facetami – byłym i towarzyszem z areny. Po drugie pojawia się jeszcze więcej intryg i gierek. Czasem miałam ochotę wziąć karteczkę i rozrysować sobie to i owo bo zwyczajnie gubiłam się w tym kto z kim przeciw komu i za kim. Akcja się albo ślimaczy przygniatana duchowo-uczuciowymi rozterkami głównej bohaterki, albo nagle wystrzela do przodu, przy okazji odszukania kolejnego mutanta, albo przykuca upupiona polityczno- romansowymi rozgrywkami. Teraz już nie da się zapomnieć, że Mare, Cal, Kilorn to młodzi ludzie. Popełniają tak bezsensowne błędy, że da się je wytłumaczyć tylko młodym wiekiem.
Zmęczyłam się, znużyłam i przynudziłam w trakcie lektury. Mam nadzieję, że trzeci tom nie będzie tak do bólu przewidywalny, a bohaterowie wreszcie dorosną.