Błażejewska Kalina – Bezduszni

4 out of 5 stars (4 / 5) Bezduszni,  to opowieść o zapomnianej zagładzie. To opowieść o eugenice w jej najpotworniejszej formie. Opowieść o zagładzie chorych psychicznie, upośledzonych, niedołężnych, czy po prostu obarczonych jakimkolwiek “felerem”, czyniącym z nich tych gorszych. Tych których określono mianem bezdusznych, odmawiając im tego przymiotu, który ponoć odróżnia ludzi od zwierząt. Eugenika nie była wymysłem nazistów. Tak naprawdę pierwszym kto zaproponował coś na kształt eugeniki był Platon. Hitlerowcy tylko wprowadzili te idee w czyn.
Około 200 tysięcy osób. Polaków, Żydów, Niemców padło ofiarą planu T4. Ale to nie liczby robią w tej książce największe wrażenie. Bo, choć wstyd to powiedzieć – do liczb zostaliśmy już w przewrotny sposób przyzwyczajeni. W kółko słyszymy o 6 milionach.. kudy tam do nich 200 tysiącom? Spowszedniały ludziom w kółko powtarzane liczby….

Ta opowieść o nazistowskiej eugenice przeraża czymś innym.  Skalą kłamstwa. Stawianiem dziwnych akcentów, np.  poszukiwaniem lepszych, bardziej ekonomicznych metod eksterminacji – jak eksperymentowanie z gotowaniem żywcem w wapnie polewanym wodą, czy podstawianiem na front samochodów do zabijania spalinami, bo ponoć były bardziej humanitarne… dla oprawców – którzy nie musieli patrzeć w oczy rozstrzeliwanym.  Przeraża różnicowanie w zabijaniu dorosłych i dzieci. Dorosłych okłamywano że jadą do innego szpitala. Z dziećmi nikt się tak nie patyczkował – eksperymentowano na nich z dawkami luminalu, z wstrzykiwaniem powietrza, a jedynym o co dbano było pilnowanie, by nie umierały jednocześnie… w zbyt dużej liczbie.  Ale najbardziej przerażająca jest chyba postawa niektórych rodziców. Czytając niektóre z zeznań przed  komisja badania zbrodni hitlerowskich trudno nie odnieść wrażenia, że rodziny były w głębi duszy zadowolone, z uwolnienia ich od opieki nad trudnymi, niepełnosprawnymi członkami rodziny.

Podsumowując: Jak każdy dokument bazujący na prawdzie jest to lektura trudna, wręcz przerażająca. Nie da się jej przeczytać, przyjąć do wiadomości i odłożyć na półkę. Po prostu nie da. Ale to jedna z tych lektur, które powinno się przeczytać. Nawet, gdyby trzeba było je odchorować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *