Elaine Cunningham – Ogar magów (Forgotten Realms) (dwugłos)

ogarNie przeczytałam zbyt wielu książek z serii Forgotten Realms.  Co prawda na półce stoi mi sześć tomów opowieści o drowie Drizzicie, ale nie przypominam sobie, żebym w trakcie ich lektury padła na kolana z zachwytu ( gdyby było inaczej, na półce nie miałabym 6 tomów, tylko wszystko co się ukazało z tej serii). Kiedy zatem koleżanka podsunęła mi Ogara, postanowiłam nie wybrzydzać, tylko przypomnieć sobie co nieco z zapomnianych światów. ” Ogara Magów”  przeczytałam „na dwa razy”.  Być może właśnie dlatego, że nie znam tego świata, opowieść mnie  kompletnie nie wciągała, by nie powiedzieć wprost, że nużyła.  Nie lubię jednak pozostawiać niedokończonych spraw, więc sięgnęłam  jeszcze raz po tę powieść. No cóż, książka skonstruowana jest poprawnie. Jest w niej tajemnica, intrygi, jest zło ukrywające się  pod maską dobra, jest ambicja, czyli wszystko to co sprawia, że autor udanie bawi się z nami w pokój luster,  wciągając w pułapki błędnego osądu. Mogę zatem z czystym sumieniem powiedzieć, że autorka uważała na zajęciach z powieściopisarstwa. Problem w tym, że  sama technika nie zastąpi tego czegoś, tajemniczej “iskry bożej”, która sprawia, że książki jednych autorów czyta się  z zapartym tchem, a nad dziełami innych rozpaczliwie usiłuje nie wywichnąć sobie szczęki.  W książce pani Elaine Cunninghami zagadki i intrygi nie są zbyt trudne do rozwikłania,  a bohaterowie całkowicie pozbawieni życia sprawiają wrażenie marionetek, którymi dość sprawnie operuje autorka. Są po prostu schematyczni i przewidywalni do bólu. W powieści brakuje również  napięcia. Historia opowiadana jest równym tempem, a żaden opisany pościg, bitka, awantura, nawet finałowa scena walki z magicznym stworem na magicznych bagnach  nie robi ani na  bohaterach, ani na czytelniku jakiegoś specjalnego wrażenia. Nawet sceny które w zamyśle powinny  mocno poruszyć – jak choćby los matek jordainów, czy spotkanie  głównego bohatera z własną matką – przechodzą bez echa.  Jednym słowem dostaliśmy taką sobie opowiastkę. Typowy zapychacz czasu. Nie polecam.

_____________________________________________________________________________by Lashana

 

Z świata Forgotten Realms przeczytałam do tej pory dwie trylogie – Atiszowego Drizzita i Dolinę Lodowego Wichru. Nie nastroiło mnie to pozytywnie do Ogara Magów, ale że książeczka do grubych nie należy postanowiłam się poświęcić…
W Halruaa rządzą magowie; wszyscy obywatele, którzy nie mają talentu magicznego są drugiej kategorii. Wyjątkiem są jordaini, którzy są nie tylko pozbawieni magi, ale też na nią odporni. Przez lata każdy z nich jest szkolony na idealnego doradcę, którym nie można magicznie manipulować i nie da mu się zajrzeć do głowy bez użycia miecza. Nie mogą oni korzystać z magicznych przedmiotów i muszą mówić prawdę – za złamanie zasad grozi śmierć.
Matteo był jordainem idealnym z ambicjami i widokami na przyszłość dopóki Kiva, Ogar Magów – sędzia wysłany przez kapłanów, nie wykonała wyroku śmierci na jego przyjacielu i dopóki nie spotkał Tzigone, dziwnej dziewczyny kłamiącej jak najęta.
Halruaa jest ciekawym światem – z latającymi statkami, dziwnymi bestiami i intrygami politycznymi. Bohaterowie mają jakąś przeszłość, cele i marzenia. Sporo się dzieje, jest nawet trzymająca się kupy intryga. A jednak przebrnięcie przez książkę proste nie było. Świat jest opisany sucho i sztywno, bohaterowie przypominają makietki, intrygi nie niosą ze sobą żadnych uczuć, główny wątek jest przewidywalny, a postaciom nawet nie chce się kibicować. Wszystko jest tak suche, zimne i pozbawione uczuć, że przypomina czytanie o przygodach mrożonek w lodówce.
Niby poprawne, ale do czytania nadaje się średnio.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *