(3 / 5) Ostatni (przynajmniej na mojej półce) tom przygód Huberta Sierpnia – strażnika, tropiciela, łowcy potworów i … aż chce się złośliwie napisać “zbawcy” świata długo czekał na swoją kolej. Po części dlatego, że poprzednie tomy nie rzuciły mnie na kolana, po części dlatego, że jednak sporo się w literaturze fantasy dzieje i zwyczajnie brak czasu żeby to ogarnąć i stos do przeczytania stale się powiększa, mimo tego, że już i tam mocno wstrzymuję się z zakupami.Na całe szczęście, ten tom nie jest aż tak irytujący jak poprzednie dwa. Może dlatego, że zmienił się nieco skład bohaterów, więc poziom przewidywalności nieco się obniżył. Autorka, mówiąc kolokwialnie odczepiła się nieco od Henryka, Izy i Ernesta. No i od potworów. Tym razem jest ich zdecydowanie mniej, więc Hubert ma mniejsze szanse wkurzać czytelnika swoją nadzwyczajnością, czy staraniami, żeby nie popełnić poprzednich błędów i nie wkurzyć swojej dziewczyny. Akcja pełznie sobie spokojnie do przodu, czytelnik ma pewność, że bohater dojedzie do celu, po drodze zdobywając nowych sprzymierzeńców, ratując tego i owego, co łączy się z zarżnięciem takiego czy innego demona. No właśnie, po drodze….
Spotkałam się z recenzjami, w których Zapomniana księga przyrównywana jest do powieści drogi, ale uważam, że takie porównania są co najmniej na wyrost. Hubert w zasadzie się nie zmienia, jeśli dojrzewa to jakoś tak średnio wyraziście, a jego wędrówkę trudno określić mianem formacyjnej. Pozostanę zatem przy określeniu, że to jednak przygodówka fantasy. Jak dla mnie dalej króluje schemat typowego RPG-a: “jedź do punktu a wykonaj zadanie, weź fanty jedź do punktu b”… Co jest fantami? Nowi sprzymierzeńcy, żarcie, informacje, czasem jakiś fant. Klasycznie. Nowością w tym tomie jest większa ilość czarnych charakterów. Więcej w niej postaci, które swoim zachowaniem bardziej przypominają potwory niż ludzi. I nie da się ukryć, że autorka bardzo nie lubi wojskowych. Zdecydowana większość postaci wojskowych lub byłych wojskowych to kanalie. W Wysłanniku migają przez chwilę dwa ciekawe motywy – zwrotu ludzi do religii pogańskiej i “dzikich dzieci”. Szkoda, że służą jak zwykle do uwypuklenia nadzwyczajności Huberta. Kolejne “szkoda” ciśnie mi się na usta, kiedy pomyślę o postaci Zuzy. Miałam nadzieję, że wreszcie wyjdzie z cienia innych postaci, zyska nieco ciała, stanie się mniej papierowa. Niestety, nic takiego się nie podziało. Owszem, widzimy jaki ma potencjał, ale Hubercik jakoś nie raczy tego dostrzec. To kolejny mankament książki – Hubert jest tak zafiksowany na swoim widzeniu świata, że nie dostrzega pewnych oczywistości choć pchają mu się przed nos i niemal machają flagą z napisem ” halo, uwaga! Coś nie gra!” Jednym słowem, nasz główny bohater najwyraźniej spostrzegawczością ani inteligencją nie grzeszy.
Podsumowując -Przeczytałam. Odrobinę lepsza logika, więc z czystym sumieniem daję 3 ale nie wiem czy sięgnę po ostatni tom. Główny bohater zmęczył mnie solennie i kompletnie znudził. A ostatnie zdanie z czwartego tomu niestety sugeruje, że w piątym będzie dalej to samo. Osobiście jestem zdania, że dla niektórych cykli powieściowych śmierć głównej postaci może być wybawieniem.