Jadowska Aneta – Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków

4 out of 5 stars (4 / 5)
Drugi tom przygód Koźlaczek to pięć nowych opowiadań, genealogiczne drzewo rodziny i nowy zestaw radosnych ilustracji.

O włos od katastrofy 5 out of 5 stars (5 / 5)
Ojoj, jakie to było dobre. Lekkie, radosne i z pazurem, a nawet z większą ich ilością. Dostajemy też nową ciekawą bohaterkę z interesującym podejściem do związków. Co prawda rozwiązanie da się bez problemu bardzo szybko przewidzieć, ale tekst jest napisany tak, że to w niczym nie przeszkadza.
Nie taka mała tajemnica 5 out of 5 stars (5 / 5)
Podobnie jak w poprzednim tomie tu też autorka bawi się klasycznym motywem i przedstawia go w Koźlaczkowej wersji. Tym razem znów Malina musi ruszyć na ratunek i to przy zachowaniu pełnej tajemnicy. Bardzo sympatyczne, bardzo “rysunkowe” opowiadanie.
Dopóki mu się ucho nie urwie 3.5 out of 5 stars (3,5 / 5)
Najdłuższy tekst i mam wrażenie, że trochę zbyt długi. I ze zbyt oczywistym czarnym charakterem.
Do tego opowiadanie jest takie, jak jego bohaterka Ruta – cichsze, spokojniejsze i bardziej introwertyczne niż reszta Koźlaczek. Garncarka nie szaleje, nie wzywa rodzinnej kawalerii i nie robi demolki. Przynajmniej do czasu…
Tekst pasuje do bohaterki i zakładam, że o to chodziło. Jest to też dobra okazja, żeby poznać najspokojniejszą z Koźlaczek. Ale ten sabat potrzebuje szaleństwa i chaosu, i mniej lub bardziej zamierzonej destrukcji.
Ostateczne porachunki 3 out of 5 stars (3 / 5)
Narcyza na starość dorabia się sumienia i postanawia naprawić jeden z błędów przeszłości. Oczywiście w towarzystwie przyjaciółek, nieważne, że nie wszystkie są żywe.
Krótszy tekst, sympatyczna historia, ale tu znowu – trochę brakowało mi fajerwerków i szaleństwa. Narcyza i jej kompania starają się zachowywać i nie robić demolki, bo tego akurat wymaga fabuła. Problem tylko w tym, że demolka wychodzi im znacznie lepiej.
Ruja i poróbstwo. Yyy….
Z połączenia kiepskiego wzroku i Aliexpressu nie może wyniknąć nic dobrego. Ale w końcu rodzina jest też od tego by tachać kartony, a potem pozbyć się ich zawartości. Nieważne jaką metodą.
Najkrótsze ze zbioru i nie wiem jak mam je ocenić. Z jednej strony doceniam poziom absurdu i to, że Koźlaczki są gotowe rozwiązać nawet problem tego… ekhm… kalibru. Z drugiej – to zdecydowanie nie jest mój humor. Jak to mówi młodzież: poziom krindżu był zdecydowanie za wysoki w tym wypadku.
Drugi tom podobał mi się ciut mniej niż pierwszy, ale dalej jest to zestaw lekkich tekstów napisanych z humorem, który świetnie nadaje się do walki z chandrą, deszczem i kiepskim nastrojem. Po raz drugi dostajemy barwny zestaw wiedźm i mimo, że każda z nich jest inna, i czasem sama, to zawsze na zawołanie ma cały sabat.
Teksty mimo lekkiego stylu zapadają w pamięć, a całość czyta się błyskawicznie. A ostatnie opowiadanie… cóż, w przypadku niekompatybilnego poczucia humoru należy zignorować. I dokładnie to zamierzam zrobić, kiedy będę czytać zbiór jeszcze raz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *