Jakub Ćwiek – Kłamca (dwugłos)

KlamcaWpadła mi w ręce książeczka Jakuba Ćwieka. Omijałam ją dotąd wielki łukiem głównie ze względu na okładkę która kojarzyła mi się z Inkwizytorem” Piekary, a ja zbyt wielką fanką cyklu o Mortimerze nie jestem.
Skoro mnie jednak książeczka dogoniła to ją przeczytałam. Wielkie dzieło to to nie jest. Może w późniejszych tomach ( o ile się nie mylę są 4) autor się bardziej rozkręca, ale pierwsza książka przypomina zbiorek opowiadań.. wróć. Nawet nie zbiorek opowiadań. Zbiorek szkiców do opowiadań.Pomysły owszem niezłe, ale ledwo zarysowane, postaci papierowe i nieprzekonywujące, tło jakby je pięciolatek malował. Główny bohater  w swoim zgorzknieniu jakiś taki sztuczny i nużący. Kudy tam Kłamcy do takiego Siewcy Wiatru, a wszak obie książki eksploatują motyw aniołów, diabłów, i mitologii wszelakich. I w obu jest bardzo podobnie – Pan Bóg gdzieś zniknął.  Niczym się nie interesuje i nawet nie bardzo wiadomo czy jeszcze żyje.  U Kossakowskiej anioły są jeszcze w miarę anielskie. Te u Ćwieka to banda łobuzów, która się wreszcie dorwała do władzy i gra swoje. Tyle, że jakoś trudno nam w to anielskie łajdactwo uwierzyć. Jak już powiedziałam sztuczne to wszystko i niedopracowane. Brawa należą się natomiast za przewrotny pomysł spointowany na okładce celnym zdaniem – niektóre sprawy trudno załatwiać z aureolą nad głową.

Czy sięgnę po kolejne tomy? Jak mi się same w ręce wpakują to owszem, ale żeby specjalnie na nie pieniądze wydawać to już niekoniecznie. Wystarczy, że się przy tym momentami setnie wynudziłam.

______________________________________________________________________________________________Lashana

Po anielskim szturmie na Valhallę ocalał Loki. I szybko przyłączył się do zwycięzców. Archaniołowie może nie są zachwyceni, ale zdecydowanie potrzebują kogoś do brudnej roboty. Kogoś bezwzględnego, ignorującego zasady i znającego parę ciekawych sztuczek.
Kłamcę polecano mi wiele razy, a kiedy w końcu się za niego zabrałam rozczarowałam się straszliwie.
Loki jest postacią ciekawą i nośną – bóg, który kręci, oszukuje i kombinuje jest bardzo ludzki. I mimo, że zrobi to co ma zgodnie z umową, to postara się żeby jego było na wierzchu – jak tu go nie lubić? A poplątanie mitologii dawało sporo możliwości i było ciekawym pomysłem.
Niestety wykorzystanie znanych motywów i lokacji dało autorowi głównie możliwość pominięcia opisów i charakterystyk – jesteśmy w Vegas, wyprodukuj sobie, czytelniku, jakieś kasyno w wyobraźni, bo opisu nie uświadczysz. Loki rozmawia z archaniołami i Thorem – po co jakiś opis czy charakter, przecież wszyscy wiedzą kto to jest. Na dodatek mieszanie różnych religii w połączeniu za schematem opowiadania: przyszedł – nakłamał, naoszukiwał, pochachmęcił, złamał regulamin – zgarnął nagrodę, sprawia wrażenie chaosu i tej samej treści w innych dekoracjach. A powtarzalność schematu i oparcie go na znanych motywach kojarzyło mi się nieodparcie z Wędrowyczem w innych fatałaszkach. I podobnie jak Wędrowycza czyta się przygody Lokiego szybko i łatwo, jednak całość nie wciąga. Za mało humoru, za dużo cynizmu, brak napięcia i puenty sprawiają, że trudno jest dostrzec w Kłamcy coś co zapadałoby w pamięć poza schematycznością.
Całość jest popkulturowa do bólu – taki trochę amerykański serial sensacyjny, który co prawda ogląda się przyjemnie, ale ze świadomością, że każdy odcinek to przysłowiowy odgrzewany kotlet.
Rozrywkowe, szybkie czytadełko dla zabicia czasu – nie bolało za bardzo, ale też nie ma się czym zachwycać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *