Vuko ma poważny problem. I musi go szybko rozwiązać, żeby móc wrócić do wypełniania misji i dalszego szukania ziemskich naukowców na planecie godnej wikingów. Filar, syn Oszczepnika też nie znajduje się w dobrym położeniu – podczas przewrotu udało mu się co prawda wydostać z pałacu i miasta, jednak jego ojciec i rodzina zginęli, a jego jedyny opiekun i nauczyciel – Burs, musi doprowadzić go, zgodnie z ostatnim rozkazem Cesarza, do odległych gór.
Zwiadowca z przyszłości musi po raz kolejny odnaleźć się w świecie, w którym dobrze czuliby się wikingowie, a były książę musi przeżyć i, jakimś cudem, wykonać ostatni rozkaz swojego ojca.
Grzędowicz nie spoczął na laurach – wracamy do znanego świata, nadal śledzimy dwa wątki, ale to jeszcze nie znaczy, że nic nas nie zaskoczy. Fabuła wciąga, mimo tego, że już doskonale wiemy co powinni osiągnąć bohaterowie (albo przynajmniej tak nam się wydaje). I zakończenie, które po raz kolejny sprawia, że przecieramy oczy ze zdumienia i zastanawiamy się WTF? Co zdarza się równie rzadko jak książka napisana porządnym językiem, w której nie tylko nie ma kwiatków, ale też znajdzie się parę perełek. Tu mamy prawie że nadmiar czytelniczego szczęścia – zaskakujące zakończenie, bardzo dobry język i wciągającą fabułę.
Co prawda tym razem parę rozwiązań zastosowanych przez autora wywołało u mnie wytrzeszcz i spore zdziwienie (o chęci puknięcia się w czoło nie wspominając), ale po chwili okazało się, że dość dziwne koncepcje sprawdzają się całkiem nieźle w magicznym i poplątanym kulturowo świecie Midgaardu. Całość wciąga równie mocno jak pierwszy tom i cieszę się, że mam pod ręką trzecią część.. tylko jeszcze trzeba znaleźć czas, żeby ją przeczytać.
Bardzo dobre, zdecydowanie polecam (chyba, że ktoś jest mocno uczulony na mieszanie gatunków literackich).