Nie jest łatwo uczynić bohaterem swojej książki ikonę. A Zawisza Czarny postrzegany jest właśnie w ten sposób. Ikona polskości, ikona rycerskości, ikona waleczności. Ideał w czarnej zbroi przynoszący chlubę Królestwu Polskiemu. Toteż sięgając po “Aragonię” bardzo byłam ciekawa, w którą stronę skieruje się autor. Czy zaprezentuje nam kolejną laurkę na cześć, czy też zdecyduje się na szarganie świętości. Ale nie spodziewałam się tego co wykręcił Szymon Jędrusiak.Zacznijmy od tego, że w książce zatytułowanej Zawisza Czarny tytułowego bohatera jest jak na lekarstwo. Przez większość czasu śledzimy przygody Aarona z Saragossy, o nazwisku którego nie zdecyduję się przytoczyć, aby go nie przekręcić. Aaron zostaje wciągnięty przez swojego wuja bankiera w skomplikowany plan “biznesowy” którego celem jest wydostanie rodziny z długów, pogrążenie w tychże przeciwników. Plan jest skomplikowany, wielopoziomowy i jak nie trudno się domyśleć ma swoje drugie dno, którego nie jest w stanie dopatrzeć się młody chłopak. Obserwujemy jak rozwija się intryga i jak zmienia życie Aarona i ludzi wokół niego. A dookoła toczy się zwyczajne życie w średniowiecznej Aragonii. Wielcy panowie walczą między sobą o prestiż i bogactwo, zwykli ludzie usiłują jakoś przeżyć kolejny dzień. Opowieść jest barwna, historycznie poprawna, ciekawa.
Zaś gdzieś tam w jej tle plącze się egzotyczny il Nero. Rębajło z jakiejś odległej krainy, co to języka nie zna, obyczajów cywilizowanych też nie za bardzo, a jak już się do bitki bierze to tylko patrzy jak zabić. Jednym słowem, lekko stuknięty brutal i prostak. Tak postrzegają Zawiszę inni bohaterowie powieści. Choć to wizja daleka od naszego postrzegania narodowego bohatera, jednak zupełnie nie razi czytelnika – ostatecznie ludzie z egzotycznej dla nas Aragonii mają prawo tak a nie inaczej widzieć czarnego rycerza.
Z niecierpliwością oczekiwałam momentu w którym Aaron pozna wreszcie osobiście Zawiszę. Czy chluba polskiego rycerstwa zyska przy bliższym spotkaniu czy nie? Okazało się, że nie było na co czekać. Czarny rycerz pozostał bardzo kartonową postacią, jednym więcej elementem dekoracji przesuwanym tu i tam. Aaron dowiaduje się ku swojemu zaskoczeniu, że il Nero zna łacinę, nie jest zatem takim do końca burakiem jak początkowo wyobrażał sobie nasz bohater. Jest natomiast postacią za którą ciągnie się jakaś tajemnica co dostrzega nawet nasz niedorobiony intrygant.
Podsumowując – na miejscu autora nie zatytułowałabym tej książki “Zawisza Czarny”, bo Zawiszy jest w niej tyle co kot napłakał. Dostaliśmy raczej powieść klimatem i niektórymi wątkami pokrewną znakomitemu Medicusowi z Saragossy Noaha Gordona, choć nie tak głęboką. Ciekawie został ukazany wątek handlu i spekulacji, jako siły napędowej do rozwoju i upadku nie tylko pojedynczych osób ale całych krain, a nawet jako mechanizmu pozwalającego wpływać na to kto zasiada na tronie. Autor ma sprawne pióro i książkę czyta się bardzo przyjemnie, choć mnie osobiście nieco brakowało “pazura” przy opisach walk – zarówno tych turniejowych jak i tych w obronie zamku.
Mocny przeciętniak.