Jemisin N.K. – Pęknięta ziemia. T.2 Wrota Obelisków

Tom drugi Pękniętej ziemi, to niestety jeden wielki chaos w narracji. Zupełnie tak, jakby postępująca katastrofa piątej pory roku miała również wpływ na pisarstwo autorki. Poprzedni tom był historią Essun. W tomie drugim opowieść rozdwaja się na historię matki i historię córki. Essun i Nassun, obie obdarzone potężnymi zdolnościami, by nie rzec wprost – mocami, zostają coraz mocniej uwikłane w historię teraźniejszości i przeszłości świata zwanego ironicznie Bezruchem. Coraz mocniej widać też, że katastrofa która zapoczątkowała piąte pory roku nie była niczym naturalnym. Nie była też niczym związanym z magią.  Nie wtedy, gdy nad głowami krążą satelity, w żyłach krążą nanoboty, a czytelnik coraz wyraźniej dostrzega  ślady wojny toczonej przeciwko.. no właśnie przeciwko komu? Planecie?

Jednocześnie w tym poranionym, odsłaniającym coraz bardziej dziwaczne oblicze świecie dzieje się osobisty dramat matki i córki. Czytając fragmenty historii Nassun nie mogłam się powstrzymać od porównywania jej z historią Essun. I nie mogłam nie zauważyć bolesnej paraleli – Nassun niemal odtwarza historię młodości Essun – z jej brakiem miłości, z traumą, z poczuciem odrzucenia i z zawodem jaki sprawia postawa najbliższych. Z jednej strony możemy powiedzieć – to nic dziwnego wszak obie są bardzo utalentowanymi górotworami. Z drugiej strony, możemy znowu zamyślić się nad społecznością w której inność oznacza traumę, odrzucenie i tak naprawdę uprzedmiotowienie człowieka – gdy ze względu na pewne swoje cechy staje się on niczym więcej niż tylko narzędziem. Przydatnym do tego lub owego, przerażającym, likwidowanym z przerażającą bezwzględnością, jeśli tylko spróbuje choć trochę odchylić się do przypisanego mu wzorca.

To co męczyło mnie najbardziej we Wrotach, to próba odkrycia jakiejś logiki w obeliskach, ich funkcjonowaniu,  w kamienieniu żywej tkanki i jej zjadaniu przez  przedziwne stwory zwane kamiennymi ludźmi. Pojawia się kolejny – trzeci już spisek w spisku, w dodatku dość słabo, przynajmniej na razie umocowany. W efekcie przynajmniej ja miałam przez sporą część książki wrażenie potęgującego się chaosu, braku spójności i logiki. Zapewne wszystkie te niewiadome zostaną rozwiązane w tomie trzecim,  w którym jak w każdym dobrym finale zapowiada się wielkie bum – jak sądzę z pojedynkiem matki i córki, przywołaniem księżyca i innymi fajerwerkami, ale przyznam, że przynajmniej na razie nie myślę o jego kupowaniu. Muszę najpierw odpocząć po męczącej lekturze tomu drugiego.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *