Kalinowski Grzegorz – Śmierć frajerom. Złota Maska

Zakończenie pierwszego tomu przygód warszawskiego cwaniaka Heńka Wcisły sugerowało, że ciągu dalszego nie będzie. A jednak okazało się, że autor ostatecznie nie pozbył się swojego bohatera, ba napisał kolejne dwa tomy. Przeczytałam więc drugi i mam mieszane odczucia. Bohater się nie zmienił, a jednak.. się zmienił. Wydoroślał, spoważniał, stał się bardziej odpowiedzialny i… bardziej nudny. To już nie ten sam Heniek który z radosnym uśmiechem na ustach pakował się w każdą grandę i każdą awanturę. Śmierć matki coś w nim zmieniła. Wycofał się z szemranych interesów, przejął odpowiedzialność za babcię i siostrę, podobno zakochał. Przez sporą część książki mamy zatem dość powolną w tempie powieść obyczajową ukazującą po części historię przewrotu majowego, po części rozwój Warszawy z jej charakterystycznym środowiskiem, po części nawet rozwój… piłki nożnej (Tu wspomnę, że pisząc o warszawskich klubach piłkarskich, autor nie zapomniał kilka razy wspomnieć o Cracovii. Panie Grzegorzu, moje pasiaste serce dziękuje Panu 😉 ). Postacie historyczne i fikcyjne mieszają się ze sobą, a autor robi to tak udatnie, że zaczynamy wierzyć w realność  Heńka Wcisły czy Julka Beniowskiego. Na tak atrakcyjnym tle tym nudniej wypadają miłosne problemy bohaterów. Piszę bohaterów bo tym razem autor podsuwa czytelnikowi obiekt  “do nie lubienia” – młodego śledczego Karola Dehnela. Postać wyjątkowo nieciekawą, by nie rzec parszywą. Przez większość książki kibicowałam mu negatywnie, serdecznie życząc, żeby mu się noga powinęła, raz a porządnie. I na tak paskudnym tle tym lepiej ma wypaść główny bohater. Owszem wypada lepiej, ale ciekawszy był zdecydowanie jako kasiarz.

A tytułowa złota maska? Ano jest. Plącze się po fabule co i rusz, najpierw jako artefakt, potem jako legenda, by na koniec znowu stać się realna. I w zasadzie czytelnik od początku wie jak to będzie. Heniek wejdzie w jej posiadanie i… wiadomo, że coś się stanie.

Jeśli mam do tej książki jakieś zastrzeżenia to dotyczą one finału opowieści. Wydaje mi się zbyt pochopny, napisany trochę na kolanie, jakby autor znudził się tematem i postanowił zakończyć tę część szybciej niż zamierzał. W dalszym ciągu jednak, Złota maska, to kawałek niezłej powieści łotrzykowskiej osadzonej w realiach naszej historii.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *