(3,5 / 5) Kolejna książka autora która pojawia się na tym blogu. Po Detroit i Shitshow przyszedł czas na Nowy Jork. I na kolejną opowieść o zwyczajnych ludziach, zwyczajnym świecie, zwyczajnej robocie. Opowieść jaką nam tym razem serwuje jest “klasyczną” opowieścią LeDuffa – mroczną, gorzką, cyniczną. Po lekturze trzeciej książki autora odnoszę wrażenie, że czerpie on przedziwną radość z ukazywania najmroczniejszych, najbrudniejszych stron nowego wspaniałego świata. Tym razem to Nowy Jork, miasto świateł, miasto które nie śpi, jawi się czytelnikowi jak najgorsza pipidówa świata. NA 278 stronach, przez 12 odsłon czasem zawierających kilkanaście a czasem tylko jeden reportaż kręcimy się przez ciemne zaułki miasta marzeń. Poznajemy zwykłych ludzi zaplątanych w codzienność, pracujących bo jakoś żyć trzeba. Prowadzących swoje własne, małe, ba, malejące z dnia na dzień biznesy, ale też bezrobotnych, czekających na kogoś, kto rzuci mi ochłap za parę groszy. Poznajemy białych, czarnych, czerwonych i tych znajdujących się na samiusieńkim dole drabiny społecznej – Latynosów. A autor cały czas udowadnia nam, że nowy Jork to nie drapacze chmur, ale właśnie ci którym się nie udało. Swoją szorstką, ciężką, czasem wręcz trudną do czytania prozą opowiada nam o Panu Nikt i Pani Nikt. Bo jak pisze autor – i ja mu wierzę – bycie taką osobą jest w Nowym Jorku najtrudniejsze.
Praca i inne grzechy nie jest łatwą książką. Ba, powiedziałabym, że jest upiornie ciężka do czytania. Po lekturze, którą co tu kryć kilkakrotnie przerywałam – czułam się zwyczajnie brudna, rozbita, zdołowana. Amerykański sen? Zapomnij. Pamiętaj za to, że wszystko można przedstawić dwojako. Bezdomny bohater – napisze jedna gazeta. Pijany menel ratuje dwulatka – napisze druga. Obie będą miały rację. Zapomną tylko o jednym – ten bezdomny pijany bohater, który złapał rzuconego z płonącego mieszkania dwulatka to po prostu człowiek. I z jakiegoś powodu stał się bezdomnym, pijanym, menelem. Tego powodu nie dociekała żadna z gazet.
Nowy Jork to miasto marzycieli. I przegrywów. Ale dokładnie to samo można chyba powiedzieć o każdym mieście na świecie. O tym w którym mieszkam – pewno też. Czy warto przeczytać tę książkę? Owszem. Ale uwaga, jeśli masz handrę albo zmagasz się z depresją – odpuść. Ta książka dołuje w sposób doskonały