Ma Jian – Czerwony Pył

czerwonyChiny kojarzą się nam z jednej strony z budzącą respekt „starą historią”  a z drugiej,  z budzącą przerażenie historią współczesną.  Z jednej strony chiński mur i milcząca armia, niesamowite wynalazki i odkrycia. Z drugiej długi marsz, rewolucja kulturalna, pięć minut nienawiści i samokrytyki. A jakie są Chiny XXI wieku? Chiny widziane oczyma chińczyka, osoby, która zna rzeczywistość, a nie lukrowane obrazki przygotowywane dla turystów i dziennikarzy? Te i inne pytania skłoniły mnie do sięgnięcia po Czerwony Pył, autobiograficzną powieść chińskiego pisarza, malarza i fotografa, przedstawianego jako jeden z ważniejszych dysydentów początku XXI wieku.  Nie wiem czy Ma Jian naprawdę jest lub był dysydentem , czy tylko takim okrzyknął go zachodni świat zachwycony faktem, że dzięki pisarstwu autora mógł zajrzeć pod chińską kołderkę. Dla mnie, przynajmniej na początku Ma Jian sprawia wrażenie zagubionego w życiu niespełnionego artysty – nieudacznika. Poznajemy go w niezbyt miłym momencie jego życia – żona od niego odeszła, dziewczyna zdradzała na prawo i lewo, facet cierpi na niemożność twórczą, nie ma kasy, obserwuje go policja, a w pracy każą napisać samokrytykę, bo chciał dać w gazetce żółty ( reakcyjno- burżuazyjny) kolor jakoby sugerując w ten sposób, że związki zawodowe są „pornograficzne”. Nasz bohater łazi, smędzi, kombinuje i nagle coś się w nim przelewa. Rzuca wszystko w diabły, pakuje plecak i rusza w podróż po Chinach. Utrzymuje się z pisania artykułów, robienia zdjęć, czasem dorywczych zajęć. Oglądam Chiny jego oczyma i jestem przerażona. Bo są to Chiny brudne. Brudne fizycznie i brudne psychicznie.  Brud jest wszechobecny. Nawet w miejskich saunach do których raz czy dwa razy zajrzy nas bohater ( nawiasem mówiąc też paskudny brudas), w domach, knajpach, na ulicach. Brud jest też obecny w duszach spotkanych ludzi. W powszechnym donosicielstwie, w okrucieństwie,  brutalności, życia, w nędzy, bylejakości, podłości.  Książka jest koszmarna. Nie dlatego, że została źle napisana. Dlatego, że bez żadnego znieczulenia pokazuje miałkość  życia ludzi, to dno najgorsze z najgorszych. Czytając ją momentami miałam ochotę złapać autora za ramiona i solidnie potrząsnąć wywrzaskując mu w twarz pytanie – jak może tak beznamiętnie relacjonować to wszystko.

Książkę polecam wszystkim tym, którzy twierdzą, że demokracja w Polsce nie istnieje i jesteśmy biednym zrujnowanym krajem. Kochani, wiecie co? Cieszmy się, że nie jesteśmy Chinami…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *