Miller Lauren – Aplikacja

aplikacjaKsiążki do recenzowania zaczynają mnie powoli zasypywać. Z jednej półeczki zrobiła się półeczka z dwoma rzędami książek, potem dwie półeczki… teraz koło dwóch półeczek wyrósł jeszcze stosik… postanowiłam więc podzielić się nieco bogactwem ( i robotą) i podsunęłam jedną z książek Magdzie. Magda owszem, książkę przeczytała, ale oddała z komentarzem, że ona czegoś takiego recenzować nie będzie, bo szkoda na to czasu. No cóż, w gruncie rzeczy była to jakaś recenzja, nie uważacie?Chcąc nie chcąc wzięłam się za czytanie sama. Ojoj. Aplikacja,  to klasyczna książka z cyklu – jak można spaprać niezły całkiem pomysł. Bo Aplikację można rozpatrywać na kilka sposobów. Jeśli przyjrzeć się warstwie relacji międzyludzkich to wychodzi nam klasyczna opowieść o dziecku które z pozoru jest zwykłe, ale naprawdę jest niezwykłe i ma do wykonania życiową MISJĘ ratowania ludzkości. Co lepsze czuwa nad tym dzieckiem dobra wróżka, która jednak stroi się w szatki złej wiedźmy. Znacie? A pewnie, że znacie.

Jeśli przyjrzeć się warstwie młodzieżowej – mamy młodzież w elitarnej szkole z internatem, tajne stowarzyszenia, romanse i takie inne bla bla. To też znamy i nie mówcie, że Wam się znowu nie nasuwa podobieństwo do Harrego Pottera.  Jeśli przyjrzeć się intrydze – no cóż wielka paskudna korporacja która chce rządzić światem i wykorzystuje do tego wszelkie dostępne środki i sposoby, od tworzenia elitarnej grupy wybitnie inteligentnych cyników, po  nanoboty. To już też było.

Więc podsumowując – płasko, sztampowo,nijako. Niby mamy lata trzydzieste XXI wieku, ale  autorka nie korzysta z możliwości nakreślenia tej przyszłości. Nie słychać w książce nawet najcichszych ech problemów z którymi powinna się zmagać ludzkość. Nic na temat przeludnienia, głodu, problemów z pogodą , przełomowych wynalazków. Autorka pisze o przyszłości, ale kreśli obraz całkowicie współczesny. Ba współczesny do bólu, bo jakoś jestem w stanie uwierzyć, że niebawem 16-latki będą studiowały na uczelniach. Przynajmniej będą to robić te najzdolniejsze i rzecz jasna nie u nas.

Jeśli jednak odcedzimy te wszystkie szablony, kalki, wtórności pozostaje obraz, który mimo wszystko skłania do zastanowienia. To obraz społeczeństwa całkowicie i bezapelacyjnie uzależnionego od komórek (bo książkowe handheldy niczym innym tak naprawdę nie są),  odmiany Facebooka (książkowe Forum, na którym każdy opisuje swój każdy krok) i tytułowej aplikacji, która na podstawie analizy dotychczasowych zachowań właściciela urządzenia doradza mu co ma robić, od rozkładu dnia poczynając, na doborze jedzenia kończąc. No kochani, do tego nie trzeba 2035 roku, My to już mamy. I autorka kreśląc obraz społeczeństwa całkowicie i bezapelacyjnie podporządkowanego dyktatowi tytułowej aplikacji prochu nie wymyśliła. Nie wymyśliła także niczego odkrywczego w kwestii tego, że różne korporacje od dawna chcą nas od swoich produktów całkowicie uzależnić i w pewnym sensie pozbawić wolnej woli.

Ponieważ jednak dopiero nazwane zaczyna istnieć, po przeczytaniuksiąźki zaczęłam się zastanawiać nad tym co i po co zainstalowałam w swojej komórce i czy rzeczywiście wszystkie te gadżety są mi do czegokolwiek potrzebne…

Reasumując. Miałka i nudnawa książka ze sztampowymi bohaterami, przewidywalną intrygą, podlana lekko mistycznym sosem, która może zmusić do zadania sobie jednego poważnego pytania – o ile zechcemy się w niej aż tak zagłębiać….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *