Morgan Rhodes – Falling Kingdoms. Upadające królestwa (dwugłos)

królestwaKsiążka w recenzjach przedstawiana jest jako high fantasy. Jednym słowem, piszący teksty na „tylną okładkę” książki dali nam, zwykłym zjadaczom niedwuznacznie do zrozumienia, że oto mamy do czynienia z książką przedstawiającą świat równie bogaty i dobrze skonstruowany jak ten który w swoim dziele zaprezentował Tolkien. No cóż, jak dla mnie,  Tolkien powinien się obrazić. A razem z nim przynajmniej kilku innych pisarzy, tworzących w tym nurcie. Być może autorka miała szczytny zamiar stworzyć nowy intrygujący świat, ale najwyraźniej na zamiarach się skończyło. O jej krainach wiemy bowiem  niezbyt wiele. Jedna jest skuta lodem i górzysta. Zestawienie w gruncie rzeczy dość oczywiste. Nic dziwnego, że ludzie mieszkający w takich warunkach nie są zbyt bogaci, ani zbyt subtelni. Druga kraina jest gorąca i parna i ma bogatą roślinność. A zatem mamy kolejną „oczywistą oczywistość”. Ludność jest bogata i dekadencka. Pomiędzy dwoma skrajnościami leży trzecia z krain tego świata. Tak naprawdę nie za bardzo wiemy, jaka była wcześniej. Autorka sugeruje, że kiedyś było inaczej, teraz jednak to kraina uboga, usychająca. Ziemia nie rodzi, zwierząt raczej nie ma. Podobno umiera w niej magia. Dlaczego akurat ta kraina została dotknięta taką klęska – nie wiadomo. Wiemy natomiast, że granica krainy dziwnym trafem jest granicą obumierania. Logicznie naciągane i to mocno. Rzecz jasna autorka tłumaczy wszystko magią,  ale  magia jako wyjaśnienie nielogiczności  jest dobra od czasu do czasu. Jeśli natomiast używa się jej jako uniwersalnego wyjaśniacza dla braku logiki – to psuje się jej potencjał i irytuje czytającego. Wracając do fabuły:  mamy więc ledwo naszkicowane krainy. W takim krajobrazie żyją nasi bohaterowie, postacie równie płasko i niedokładnie jak owe krainy przedstawione i mam wrażenie, że zwyczajnie „niedomyślane”. Chociaż autorka próbowała pokazać, że w każdej z krain żyją zarówno dobrzy jak i źli to jednak dziwnym trafem zdecydowana większość tych niedobrych wywodzi się z lodowej krainy. A ja czytając historię ludzi z północy miałam dziwne wrażenie, że już gdzieś czytałam tę historię i miała ona wtedy tytuł „Królowa śniegu”. Tyle, że tutaj jest „Król Śniegu” który sprawia, że serce jego syna zamienia się w lodowy sopel.  Poza tym jest sztampowo, nudnie, przewidywalnie.  Drętwy język, nieciekawe dialogi, nieprzekonywujące pomysły.  Fabuła nieodwołalni zmierza w kierunku ogranego schematu : „wyjątkowi młodzi ratują świat spajtany przez dorosłych”.  W książce miało być jeszcze „bogactwo emocji”.  Taaak… bogactwo było tak wielkie, że aż mnie uśpiło.

Miała być high fantasy a wyszła wprawka z kursu dla początkujących pisarzy

_________________________________________________________________________________by Lashana

 

Mamy trzy niewielkie królestwa na miniaturowym kontynencie (albo raczej większej wyspie): górzyste i zimne Limeros, suchą i umierającą Paelsię, i kwitnące Auranos. W Limeros największym problemem jest władca – Krwawy Król, który jest tyranem i fanatykiem religijnym, w Paelsii rosną tylko winogrona, ale mieszkańcy nie zamierzają uprawiać czegoś innego, mimo że zyski ze sprzedaży wina spadają. Auranos ma mądrego króla, dobry klimat i opływa dostatkiem. Jak się można domyślić – prowadzi to do wojny po byle pretekstem.
Główni bohaterowie są młodzi, pełni ideałów i naiwni tak, że ręce opadają. Księżniczka i młodociany buntownik co chwilę wykazują się romantyzmem, naiwnością i głupotą w stopniu przekraczającym wszelkie stężenia. Druga księżniczka z kolei nie wykazuje się niczym poza naiwnością i ładnym wyglądem. Wyjątkiem jest Magnus, który co prawda nie jest zbyt pozytywnym bohaterem, ale w przeciwieństwie do reszty zachował resztki logiki i charakteru.
O pozostałych bohaterach nie dowiadujemy się zbyt wiele – są makietami z poszczególnymi królestwami w tle (królestwa jako tło też nie sprawdzają się za dobrze). Wojna sprowadza się do jednej bitwy, która też jest dość mocno „wmieciona po dywan”.
Męczyłam się przy tym strasznie – papierowi, jednowymiarowi i naiwni bohaterowie, sztampowy świat, nudna i pozbawiona napięcia wojna. Rozwiązania godne baśni ludowych, wątki przewidywane, drętwe dialogi i spora kolekcja nielogiczności. Plus zgniła wisienka na średnio świeżym trocie – świat pod postacią sokołów nawiedzają Obserwatorzy żyjący w Sanktuarium, którzy co prawda mogą je opuścić, ale potem nie wolno im wrócić. Aha i jeszcze jedno: magia ma fizyczną postać – czterech kamieni żywiołów.
I to ma być, wg. granice.pl, najlepsza książka roku 2013!? Buahahahaha……..serio?
Dawno nie widziałam tylu ekologicznie słusznych (znaczy wielokrotnie przetwarzanych) pomysłów w jednym miejscu.
Gniot! Zdecydowanie podziękuje za drugi tom.

Królestwa są też pierwszą książką wydawnictwa Gola, która wpadła mi w ręce, więc postanowiłam się jej przyjrzeć uważniej. Okładka wyglądająca jak efekt ćwiczeń z podręcznika Photoshop dla początkujących i z bliska robi zdecydowanie gorsze wrażenie niż z daleka (nie to żeby to z daleka było pozytywne…). Wyrazy dzielone na końcu linii rozdzielone są, nie wiadomo dlaczego, tyldą a nie myślnikiem. Porządna mapka, początki rozdziałów oznaczone czymś więcej niż cyfrą i nie udało mi się znaleźć żadnej literówki. Do tego trochę irytujący angielsko-polski tytuł. Mimo wszystko wydanie na plus, jakby jeszcze treść była lepsza…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *