Nabhan Paul Gary – Kumin, kakao i karawana. Odyseja aromatyczna

2 out of 5 stars (2 / 5)
Dostępność każdego typu jedzenia w każdym zakątku świata jest świetnym przykładem globalizacji. Wędrują nie tylko potrawy, ale też łatwo psujące się składniki czy produkty sezonowe przez co zmiany sezonów (przynajmniej w sklepie) trudno zauważyć. A co, jeśli zjawisko, które kojarzymy z aktualną epoką zaczęło się tak naprawdę dużo, dużo wcześniej. I pierwsza faza globalizacji nastąpiła razem z ekspansją zamorskich korzeni?
Autor postanawia tę tezę sprawdzić i rusza w podróż śladem wybranych przypraw. Równocześnie jest to też podróż śladami przodków – kupców korzennych i tego jak bardzo (albo jak nieznacznie) zmieniał się los kogoś, kto razem z przyprawami przynosił też swoją kulturę.
Jak wczesna globalizacja brzmiała ciekawie, podobnie jak podróż śladami przypraw, nie tylko przez kontynenty, ale też przez epoki, tak wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
Po pierwsze, autor skupia się tylko na przyprawach, którymi handlowała jego rodzina – dzięki temu mamy tu sporo informacji o rodzajach kadzidła, ale niewiele, na przykład, o goździkach. Po drugie, globalizacja jest traktowana wyjątkowo jednostronnie i wybiórczo, czyli przez pryzmat wszystkiego co wychodziło z Afryki. A co z ideami, które wracający kupcy sprowadzali ze sobą? Co z ludźmi, którzy przywieźli swoja kulturę z całym dobrodziejstwem inwentarza (bardzo dyskusyjnym dobrodziejstwem) na wyspy Indonezji? Co z Turkami, którzy rozprzestrzenili kawę w Europie? Ani słowa.
Zresztą autor dość szybko porzuca ideę globalizacji na rzecz podróży rodzinnej. A wizyta u odległego kuzyna handlującego dywanami w Afryce może i jest fascynująca dla autora, ale dla czytelnika niespecjalnie. Tym bardziej, że ród kupiecki, z którego się autor wywodzi nie był (i nie jest) ani wpływowy na tyle, żeby historię kształtować, ani szczególny w jakikolwiek sposób.
Mimo (momentami) ciekawej tematyki przez książkę przebijałam się z trudem – styl autora jest wyjątkowo ciężki. Nie pomagają też przepisy i opisy przypraw powstawiane w losowe momenty tekstu, które psują rytm i strukturę. Przepisy też są problematyczne. Chociaż przyznaję, że wyglądają ciekawie, to dość ciężko byłoby odtworzyć przepis oparty na świeżej szarańczy albo na konkretnej odmianie kadzidła.
Całość trudno uznać za książkę historyczną – przez wybiórczość tematów i zbytnie skupienie na współczesności, czy też podróżniczą – przez nadmiar historii. Nie jest to też książka kucharska. Najbardziej pasowałoby stwierdzenie, że jest to kronika rodzinna, bo przyprawy są pretekstem do prześledzenia losów rodziny, podobnie jak podróż autora, gdzie przyprawy są tylko pretekstem. Historia regionów, które mogły się zmienić pod wpływem handlu przyprawami jest bardzo wybiórcza i ograniczona, przez co jest bardzo blisko generalizowania zjawisk i bardzo odległa od pełnego obrazu handlu przyprawami. I to nawet jeśli ograniczymy ten handel do handlu opartego na karawanach.
Była to momentami nudna i męcząca lektura, która naprawdę niewiele ma wspólnego z globalizacją, za to dużo z rodziną autora. Również niektóre przyprawy i tematy są potraktowane bardzo pobieżnie lub kompletnie zignorowane. Najbardziej szczegółowe i najlepiej opisane są informacje dotyczące kadzidła i przyznaję, że sporo rzeczy się dzięki tym fragmentom dowiedziałam. Ale czy warto sięgać po książkę dla jednego rozdziału, to już inna sprawa…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *