Kaukaz to przedziwna kraina. To świat w którym mówiono dziesiątkami języków i narzeczy, z których większość nie doczekała się swojej formy zapisu, gdzie to samo nazwisko można zapisać trzema ( a czasem i więcej alfabetami) i które będzie brzmiało zupełnie inaczej w zależności od krańca Kaukazu w którym będzie wymawiane. Czytając “Kaukaz” momentami nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mityczna wieża Babel musiała stać właśnie gdzieś na terenie północnego Kaukazu. To zarazem kraina, w której przechowały się przedziwne obyczaje, kultura i tradycje. To także świat, który od XIX wieku niemal bez przerwy spływa krwią. Wiemy o wymordowaniu Ormian, pamiętamy o Holokauście, wstrząsa nami los Kurdów. A Czerkiesi? kto pamięta o Czerkiesach i innych ludach kaukaskich?Sięgając po Kaukaz spodziewałam się, że autor skupi się przede wszystkim na losie Czeczenów i Inguszów, ludów, które dzięki swoim działaniom i co tu kryć, niechętnej im propagandzie “przyozdobione “zostały wątpliwą etykietką najbardziej krwawych i okrutnych narodów. Tymczasem autor w swojej ( na ile potrafię ocenić) bardzo rzetelnej relacji postarał się opowiedzieć nam historię całej krainy i to poczynając od czasów, gdy na nieszczęście dla zamieszkujących je ludów przyciągnęła uwagę cara Rosji. Jakże często mówimy z przekąsem o ruchu skrzydełek motyla , które wpłynęły na historię jakiegoś zakątka ziemi. W trakcie lektury książki Olivera Bullough’a kilkakrotnie miałam wrażenie, że nad Kaukazem motyle po wielokroć machały skrzydłami. Bo kto wie co by było, gdyby Suworowowi nie udało się wymordować Nogajów? Albo gdyby eksterminacja tych plemion dokonała się nieco później? Czy Czerkiesi żyjący w jakiejś pierwotnej demokracji zdołaliby przejść do innej formy rządów, która być może pozwoliłaby im uchronić się przed tak drastycznym losem jaki stał się ostatecznie ich udziałem? A może ta koszmarna śmierć nad brzegami jeziora, wymordowanie całej nacji praktycznie w przeciągu miesiąca tak naprawdę nie miała ( co za określenie!) żadnego znaczenia w geopolitycznej skali i mocno zakorzenieni w swojej fascynującej tradycji Czerkiesi i tak nie zdołaliby wykształcić żadnych metod pozwalających na skuteczną obronę przeciwko najazdowi kozackich sotni? I kolejne pytanie co by było, gdyby w związku sowieckim nie doszedł do władzy Stalin, badź co bądź Gruzin, znający dość dobrze mentalność ludzi Kaukazu? Czy inny władca wymyśliłby przerażającą metodę przesiedleń całych narodów, będącą tak naprawdę niczym innym niż zakamuflowanym ludobójstwem?
Podsumowując, jest to książka niezwykła. Jedna z tych które czyta się niełatwo, mając w pamięci cały czas, że opisywane wydarzenia to nie fikcja literacka, ale fakty za którymi stoi rzeczywiste cierpienie ludów tamtego regionu. Opowieść jest tym bardziej przejmująca, że autor stara się wstrzymywać od jakichkolwiek komentarzy przedstawiając nam przede wszystkim relacje bądź to naocznych świadków, ludzi tak wiekowych, że aż nie chce się wierzyć, że mimo wojny, nędzy głodu, cierpień i nierzadko tortur dotrwali do tak sędziwego wieku, bądź do ich potomków. Oliver Bullough stara się ukazać wydarzenia takie jakimi były naprawdę po wielokroć odsłaniając kłamstwa oficjalnych rosyjskich dokumentów. Ale gdy przyjdzie mu do opowiadania o wojnie w Czeczenii czy wydarzeniach w Biesłanie nie ukrywa mrocznych stron przywódców tego narodu. Tej książki nie czyta się łatwo. Ale polecam. Warto przeczytać i zastanowić się nad losami narodów o egzotycznych na wpół zapomnianych nazwach