Pacyński Tomasz – Szatański interes

szatanski interes

Dawno temu mała dziewczynka przyłapała Świętego Mikołaja, kiedy wszedł do jej domu, dzięki czemu w końcu, po latach prób, dopadł go Dziadek Mróz. W zamian dziewczynka kazała nazywać siebie Matyldą i zostać wspólniczką Dziadka.
Od tego wszystko się zaczęło, ale minęło sporo lat – Matylda dorosła, oddalili się od siebie z Dziadkiem i teraz każde z nich zmaga się ze swoimi demonami. Samotnie.
Niestety jeśli chodzi o przygody Mroza i Matyldy, czytałam tylko pierwsze opowiadanie, a bardzo szybko okazuje się, że znajomość Linii ognia do pełnego zrozumienia Szatańskiego interesu jest w sumie niezbędna.
Mamy trzy długie opowiadania, a właściwie mini-powieści. Pierwsze jest irytujące i częściowo niezrozumiałe dla kogoś, kto nie czytał pierwszej części. Jest tu tyle nawiązań, napomknięć i mrugnięć okiem do czytelnika, że całe tło i historia bohaterów, do której nawiązuje autor umyka. Domyślam się, że czytelnicy Linii ognia mogą być takim rozwiązaniem zachwyceni. Ale fajnie byłoby dać jakiś punkt zaczepienia tym, którzy poprzedniej książki nie czytali. Tu niestety nic takiego nie mamy, więc połowa treści i w sumie cała historia głównego bohatera są lekko niezrozumiałe. Pozostała połowa to duże znawstwo broni prezentowane przez autora i obrazki jak z filmu sensacyjnego made in Hollywood ze szczyptą szatańskiej siarki.
Drugie, najdłuższe i wg mnie najlepsze opowiadanie to śledztwo wewnętrzne w pewnej tajemniczej agencji. Świetny klimat, zabawa konwencją, ciekawi drugoplanowi bohaterowie. I mocno ograniczone odniesienia do poprzednich części, które już nie irytują tak bardzo – ot dają znać, że bohaterowie mają jakąś przeszłość, której nie znamy. Do tego szczypta humoru. Takie urban fantasy i bajka dla dorosłych – jak stworzyć opowiadanie akcji wciągające czytelnika i przemycić mu całkiem inne rozważania i wnioski, a jednocześnie nie zaświecić neonem z napisem „uwaga morał”.
Ostatnie opowiadanie to kolejna zmiana klimatu, nie tylko literackiego – lądujemy w Afryce wśród najemników. I niestety znów wracamy do nawiązań i odniesień do poprzedniej części, tym razem powiązanych z odniesieniami do części właśnie czytanej. Jest też trochę akcji, ale miałam wrażenie, że ta momentami trochę się nie klei, mimo ciekawego wstępu.
W sumie mamy dosyć lekkie, mocno militarystyczne opowiadania. Pierwsze dość mocno poszatkowane, naprawdę dobre drugie i trzecie takie sobie. W sumie ze średniej wychodzi przeciętniak – wciągający w momencie czytania, ale taki o którym szybko się zapomina.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *