Sanderson Brandon – Piasek Raszida. Alcatraz kontra Bibliotekarze. Tom 1

2 out of 5 stars (2 / 5)
Alcatraz Smedry w dniu trzynastych urodzin dostaje spadek po rodzicach. Ku swojemu zaskoczeniu w tajemniczej paczce znajduje tylko woreczek z piaskiem. Jednak ktoś kradnie pakunek, a chłopak będzie musiał go odzyskać i walczyć przeciw Bibliotekarzom, których od pokoleń zwalcza jego rodzina.
Niestety główną umiejętnością Alcatraza jest bycie… ofiarą losu, ale w końcu od czego ma się dalszą rodzinę, nieważne, że tą rodzinę widzi się pierwszy raz w życiu, a talenty jej członków też pozostawiają sporo do życzenia.
Akcja podlewana absurdem toczy się wartko, przerywana zdecydowanie zbyt często jojczeniem bohatera. Dostajemy też to, co najlepsze u Sandersona czyli ciekawy system magii – tym razem magii szkła.
Książka jest napisana w formie pamiętnika Alcatraza, co daje mu nie tylko okazje do wyjaśniania różnych rzeczy czytelnikom i marudzenia, ale też pozwala autorowi na wyjaśnienie swojej metody pisania i chwytów literackich. Co było… trochę dziwnym wyborem. Z jednej strony, jako czytelniczka, doceniam i widzę te chwyty w Z mgły zrodzonym na przykład, z drugiej, jako meta mrugnięcie do czytelnika, jest to trochę… ciężkie mrugnięcie. Z trzeciej… mam pewne wątpliwości czy młodsza młodzież zareaguje pozytywnie na takie fragmenty. Zresztą jest tu dużo rzeczy bardzo po bandzie. Najlepszą przyjaciółką Alcatraza jest Bastylia. Bibliotekarze to złowroga i mordercza organizacja, a autor dokonuje ekwilibrystki logicznej, żeby wytłumaczyć czytelnikom czemu miecze są bardziej nowoczesną bronią niż pistolety. Momentami nie wiedziałam czy mam się śmiać, kląć czy palnąć czołem w blat. Miałam skojarzenia z Pratchettem, tylko z odniesieniami, skojarzeniami i humorem podkręconym poza skalę. Zbyt po bandzie to było dla mnie. Walenie czytelnika między oczy ciężkimi skojarzeniami, absurdalnym humorem i łopatologicznymi odniesieniami zdecydowanie kiepsko mi się czyta. Fragmenty absurdu były chwilami zabawne, ale zdecydowanie moje poczucie humoru nie zgrywa się z poczuciem humoru autora. Jeśli ktoś będzie bardziej kompatybilny z humorem, będzie, rzecz jasna, bawił się przy lekturze zdecydowanie lepiej.

Na koniec brawa dla tłumacza za ekwilibrystykę językową i słowotwórczą.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *