Kris Longknife jest córką premiera, wnuczką bohaterów narodowych (niezależnie od tego, z której strony drzewa genealogicznego by nie spojrzeć), krewną pracowników ministerstwa (dowolnego) i dziedziczką fortuny. Na swoje nieszczęście ma też ambicje, żeby nie przejść przez życie korzystając ze sławy rodziny, tylko osiągnąć coś wysiłkiem własnym. Na dodatek nie interesuje jej polityka, czyli ma mocno ograniczony wybór możliwej kariery.
Postanawia wstąpić do marines, na dodatek w czasie pokoju, czyli w sumie wstępuje do międzyplanetarnej służby policyjnej szybkiego reagowania. O dziwo ta decyzja jest dobrze uzasadniona.
Kris jest przenoszona z planety na planetę, żeby wykonywać typowe zadania marines tego świata; zaczynamy od odbicia zakładnika a potem jest tylko ciekawiej. Akcja gna na łeb na szyję a w tle mamy rozwijający się konflikt z Ziemią (a właściwie z federacją wcześniej skolonizowanych planet z Ziemią na czele). Czyta się to błyskawicznie i trudno się od fabuły oderwać – co chwilę zmieniamy miejsce akcji (ale nie sprawia to wrażenia chaosu nad którym autor nie panuje) i bohaterka ma kolejne wyzwanie przed sobą, a konflikt polityczny w tle tylko podgrzewa atmosferę.
Bohaterowie to Kris i jej kumpel Tom, którzy nie są może jakoś szalenie oryginalni i rozbudowani, ale ewoluują, mają swoją historię i można się z nimi utożsamić. Reszta jest tylko tłem do ich działań, ale też tłem dosyć przemyślanym.
Świat i problem też nie są zbyt oryginalne – konflikt między Starą Gwardią i planetami z obrzeża zasiedlonej galaktyki jest stary jak SF, a problemy, które rozwiązuje Kris do specjalnie odkrywczych nie należą.
Jednak brak oryginalności w niczym tu nie przeszkadza, w końcu to pierwszy tom (z 14 wydanych po angielsku o czym wydawca ostrzega podając listę tytułów na okładce) a więc tylko wprowadzenie do świata. Fabularnie wyjątkowo wkurzało mnie całkiem co innego (i spokojnie nie zaspojleruję tutaj, bo to wychodzi już na drugiej stronie powieści) – otóż bohaterka zamiast standardowego komputera marines ma swój osobisty, sprzęgnięty z wojskową siecią, ale wyposażony w pełne SI i kosztujący tyle, co mały statek kosmiczny. I to by było na tyle jeśli chodzi o niewykorzystywanie znajomości i nazwiska… O prawdopodobieństwie czegoś takiego nie wspominając. Poza tym szybko okazuje się, że kolejne problemy, z którymi musi się zmierzyć Kris tylko ona jest w stanie rozwiązać, bo ma odpowiednie doświadczenia ze swojego dość nietypowego życia w cywilu. Owszem rozwiązania nie przychodzą jej jak gołąbki same do gąbki i czasem musi się trochę namęczyć, wszystko ma też swoje prawdopodobne i nie zawsze miłe konsekwencje, jednak tworzenie problemów pod bardzo specyficznego bohatera zdecydowanie zostawia…. nieprzyjemny posmak.
Na dodatek po zamknięciu książki przychodzi jeszcze jedna refleksja: Kris jest odwrotnością Honor Harrington. Oczywiście nie sposób powiedzieć czy autorowi wyszło tak czystym przypadkiem, czy była to premedytacja, ale (wybaczcie przydługą wyliczankę): Honor jest córką klasy średniej, która ma wysoko postawionych wrogów – Kris to dziecko polityków i potentatów, za którą nie przepadają ci biedniejsi, jedna jest we flocie, druga w marines, jedna lata prywatnie na samolotach atmosferycznych, druga na takich, które wykorzystują swobodny spadek z orbity, jedna dowodzi w przestrzeni, druga na lądzie, Honor jako sidekicka ma treekata, Kriss ma gadające SI. W sumie to jeszcze kilka takich porównań by się znalazło bez większego problemu, ale wymagałyby paru spojlerów, więc sobie daruję. Oczywiście tym czytelnikom, którzy nie mieli przyjemności zapoznania się Honor nie zrobi to żadnej różnicy, reszta może się pobawić w znajdowanie porównań tego typu, a będzie ich sporo. Czy jest to wadą? Hmm… w chwili obecnej nie, jednak jeśli autor postępuje celowo (co powinno zresztą szybko wyjść w kolejnych tomach) to owszem będzie to wada i to całkiem spora, bo kierując się zaprzeczeniami będzie bardzo łatwo przewidzieć w którą stronę i jak będzie zmierzać fabuła serii.
Buntowniczkę można potraktować jako osobną książkę (co się autorowi chwali, bo fabuła nie urywa się w połowie wątku) albo jako wstęp do długiej space opery z rozwijającymi się bohaterami, szybką akcją i sporym potencjałem. Zachwycać się nie ma czym, ale z chęcią sięgnę po drugi tom, choćby po to żeby zobaczyć co autor zaplanował dla bohaterki.
Całkiem niezłe.
—————————————————————————————————————————————————- By K.Wal
Owszem, w postaci Kris Longknife można usłyszeć echa postaci Honor Harrington. Jednak dla mnie daleko bardziej słychać w tej postaci echa ich wspólnego “przodka” Horatio Hornblowera ( jak widzicie, ma nawet te same inicjały co Honor…) Kris podobnie jak Horatio ma swój własny wewnętrzny kompas, który nie pozwala jej na poddanie się wszechobecnej dookoła bylejakości, ma również naturalne skłonności przywódcze, to coś co sprawia, że ludzie podświadomie oczekują od niej przejęcia inicjatywy. I podobnie jak Horatio, pcha się w kłopoty omijając lub kwestionując drabinkę dowodzenia. Jedni ją kochają inni nienawidzą. No cały Horatio… Buntowniczka to dobrze napisany kawałek fantastyki, mamy tu wszystko co kochają fani tego gatunku: głęboki kosmos, statki zmieniające kształt, technikę i technologię która powoduje zawrót głowy, polityczne intrygi, honor i dumę ludzi służących na pokładach, wiarę w to, że dobro zawsze jest doceniane i nagradzane, nawet wtedy gdy nie jest zgodne z procedurami, romantyzm i szlachetność. I dość staranne omijanie przez autora jakichkolwiek naukowych dywagacji, dzięki czemu osoby z wykształceniem mat- fiz, nie cierpią przy czytaniu. Nieprzypadkowo również znajdziemy w tej książce niemal jawne nawiązanie do Star Trek ((..)”A nie mówiłem? – zauważył jeden z marines. – Czy on nie wygląda jak kilgoński ptak drapieżny? Dokładnie tak jak w komiksach”…”). Fani Star Trek bez wątpienia usłyszą tu klingon bird of prey… . Powieść czyta się szybko, choć nie ukrywam, że pod koniec byłam już zmęczona nieomylnością, prawością, odwagą bohaterki. Bohaterki której wszystko się udaje i wszystko wychodzi, a niemal wszyscy ludzie których spotyka na swej drodze wspierają ją i stają po jej stronie. Zanim jednak wydam werdykt, chcę przeczytać co najmniej drugi tom. Na razie jednak zapowiada się całkiem nieźle.