Szczygieł Mariusz – Gottland

gottland„Gottland” od zawsze miał dobre recenzje, a reportaże prasowe Mariusza Szczygła też dobrze mi się czytało. Przymierzałem się więc do tej książki od dawna, została przecież napisana prawie dziesięć lat temu. W końcu dojrzałem do lektury – i się mocno rozczarowałem. Autor świetnie zna Czechy – kraj, historię, literaturę, ludzi, sytuacje, wydaje się też, że je rozumie. Opisuje ową czeskość przez losy ludzi bardziej i mniej znanych, żyjących w trudnych czasach i zmuszonych do dokonywania wyborów, których bardzo by nie chcieli. Przełamuje stereotypowy w Polsce obraz – śmieszny język, knedlicki, piwo, dobry wojak Szwejk i „cicho siedzenie”. Pokazuje, co w tym kraju zrobił z ludźmi komunizm – o wiele bardziej realny niż u nas w Polsce, wszechogarniający, groźniejszy i prześladujący ludzi – dosłownie – aż po grób albo i dalej. Pokazuje konformizm i zasklepienie się w prywatności, jakoś tam pewnie wytłumaczalne u przedstawicieli narodu, który od bitwy pod Białą Górą w 1620 roku konsekwentnie dostawał lanie – a mimo to przetrwał. Aktorka, która kolaborowała z nazistami, ale przecież „nic nie wiedziała o ich zbrodniach”, bo koncentrowała się na karierze. Rzeźbiarz który miał pecha, bo kazano mu zrobić monumentalną rzeźbę Stalina – a on się bał, że ciężaru pomnika nie wytrzyma dość niestabilne podłoże, ale też bał się powiedzieć o tym władzom. Piosenkarka Helena Vondrackova, której nazwisko zapewne bez jej wiedzy dopisano do listy artystów potępiających opozycyjną Kartę 77 – a ona mówi: może i tak było, nie pamiętam czy to podpisałam, ale jakby do mnie z tym przyszli to bym oczywiście podpisała, chciałam śpiewać. Paradoksalnie najmniej zajmujący jest rozdział traktujący o muzeum Karela Gotta, jak najbardziej żyjącej gwiazdy piosenki KDL-ów (krajów demokracji ludowej, młodsi pewnie nie wiedzą…) – być może wyjaśnieniem jest fakt, że management artysty groził Szczygłowi procesem.

A jednak w tym opisie coś jest nie tak…. Może moje oczekiwania były za duże, ale wielokrotnie w czasie czytania wyrywało mi się „to przecież nie tak było” , szczególnie tam, gdzie Autor osadza czeskie sprawy w kontekście polskim. Czy świat schyłkowego socjalizmu z perspektywy jego rodzinnej Złotoryji mógł być tak bardzo inny niż ja go pamiętam?

Spodziewałem się literatury, a „Gottland” to po prostu zbiór rozbudowanych reportaży. Oczekiwałem syntezy, a tu jest zbiór historyjek czy też historii – nawet ciekawych, ale co z tego wynika? Dla mnie niewiele, ale jeżeli chcecie poczytać o świecie, w którym należało się szybko nauczyć jedynie słusznego mówienia, autocenzury i wreszcie „odpowiedniego” myślenia – przeczytajcie.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *