Część pierwszą Trylogii Ciągu – Neuromancera – pochłonąłem w kilka chwil (zegar twierdził, że godzin – ale co on tam wie). Część druga, Graf Zero, zajęła mi nieco dłużej – to świetna książka, ale nie miała tego organicznego magnetyzmu „jedynki”.
Przyszedł czas na część trzecią i ostatnią cyklu, Mona Lizę Turbo.
Ojej.




Znacie powiedzonko „wstąpił do piekła, po drodze mu było”? Aniołowi Dolorielowi nie było po drodze, ale jednak do piekła zstąpił. Anioł w piekle? Ano właśnie. Czegóż to nie robi miłość z człowie…. eee, aniołem. A nasz aniołek zakochał się jak ostatni sztubak, romantyczny poeta, jak… nie przymierzając Orfeusz. Straszny musi być deficyt miłości na ziemi i w niebiosach, skoro nieszczęśnik znalazł go w objęciach demonicy. 
