Watts Peter – Poklatkowa rewolucja (dwugłos)

Kiedy budzisz się co kilkaset lat na kilka dni, wszelkie spiski i próby przewrotu są skazane na porażkę. Tak naprawdę jesteś więźniem, pilnowanym przez cyfrowe jestestwo, którego jedynym celem jest realizacja misji. A to wymaga właściwego zarządzania zasobami. Nie łudź się, jesteś tylko zasobem. Jeśli twoja przydatność spadnie poniżej pewnego zasobu – twój cyfrowy nadzorca cię zwyczajnie wyeliminuje ze swojego algorytmu.  Jeśli algorytm przypadkiem nawali – licz się ze skasowaniem. Jeśli zaczniesz sie zachowywać w sposób który nie spodoba się AI – prędzej czy później zdarzy ci się… wypadek. Kiedy czytałam Poklatkową rewolucję, przed oczy uparcie pchały mi się obrazy  z Gwiezdnych wrót: Uniwersum. Ta sama niezrozumiała w gruncie rzeczy misja, statek którego zadaniem jest tą misję wypełnić niezależnie od pasażerów i ich zdania na ten temat. I to samo zredukowanie do roli inteligentnych pcheł podróżujących na gigancie.

Nie zdecyduję się ocenić fizyczno matematycznej warstwy książki, bo to zdecydowanie za wysokie progi na moje nogi, może Lashana się na to porwie. Mnie osobiście zafascynowała wizja konspiracji która musi działać i organizować się przez stulecia, mając tylko po kilka dni pomiędzy kolejnymi zaśnięciami na rozwijanie spisku i przekazywanie informacji dalej. Autor posunął się o krok dalej. Nie tylko pisze o konspiracji. Zaprasza również czytelnika do swoistej zabawy: ukrywa przesłanie do czytelnika w “normalnym” tekście. Tu i tam pojawiają się nagle czerwone litery. Czasem jest ich kilka na stronie czasem jedna czasem dwie. W czytaniu głównego bloku powieści nie przeszkadzają, bo mózg bardzo szybko uczą się je ignorować. Ja zaczęłam odcyfrowywać wiadomość już po przeczytaniu całości i jest to nie tylko niezła zabawa, ale również całkiem spory wysiłek. No i zajmuje kupę czasu, a ponieważ nie mam go w nadmiarze, więc tak naprawdę nie wiem kiedy skończę ten ostatni “zakonspirowany rozdział”.

Jeśli podobały się Wam Wir i Rozgwiazda – sięgnijcie po Poklatkową. Ale uprzedzam, czyta się ją znacznie trudniej niż wymienione przed chwilą dwie książki. Bo jednocześnie nic się w niej nie dzieje i dzieje aż za dużo.

 

_______________________________________________________________________________________________________________________ Lashana

 

Przyznaję bez bicia, że na fizykę nie zwróciłam aż takiej uwagi. Bardziej zastanawiała mnie technologia – jakim cudem tam w końcu coś nie zepsuło się tak, że nie byli w stanie pozyskać zasobów albo wytworzyć części, żeby to naprawić. Nie ma takiej opcji, żeby projektanci przewidzieli absolutnie wszystko.
Trochę też mi brakowało… poprzednich części. Bo rewolucja to czwarta minipowieść w serii. Kiedy poznajemy bohaterów, oni są już w drodze, ale jest parę wspomnień z początku projektu. I ja bym chciała wiedzieć, skąd się ci ludzie wzięli i jak ich selekcjonowano. Nie dlatego, że ta wiedza jest jakoś bardzo potrzebna przy czytaniu Rewolucji, ale dlatego, że to może być nawet ciekawsza historia.
Nie to, że Rewolucja nie była ciekawa czy wciągająca, wręcz przeciwnie. Dzięki temu, że dostajemy tylko urywki czasu, tak jak budzeni na chwilę z hibernacji bohaterowie, mamy wrażenie, że wszystko dzieje się szybciej, mimo że w tej rewolucji fajerwerków nie ma zbyt wiele. Jest za to sporo odkrywania faktów, śledzenia wydarzeń i planowania.
Ciekawa wizja.
Szkoda, że to tylko ułamek całości.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *