Z prawdziwą przyjemnością przyłączam się do wszystkich wygłaszających peany na cześć Roberta Wegnera, autora cyklu “Opowieści z Meekhańskiego Pogranicza”. Kolejny, czwarty już tom okazał się równie udany jak poprzednie trzy. I właśnie ze względu na swój wysoki poziom będzie bardzo trudny do zrecenzowania. No bo kochani, jak tu trzeci, pardon czwarty raz powtarzać to samo? Że świetne, krwiste, wciągające, trzymające w napięciu, niemal bez wad? Autor zasłużył na wszystkie pochwały które o nim już gdzieś czytaliście. Mimo całego krytycyzmu i upodobania do kręcenia nosem nad książkami tu nijak nie mogłam się do książki przyczepić.Tym razem autor “powrócił do początków”, czyli postaci i motywów, które poznaliśmy w tomie pierwszym. Uzupełnił i wyjaśnił niektóre wątki, powiązał ze sobą postacie i, jak było do przewidzenia skomplikował relacje jeszcze bardziej. W efekcie, po przeczytaniu tomu czwartego pospiesznie sięgnęłam po tom pierwszy. I dopiero po odświeżeniu historii w nim opisanej byłam w stanie w pełni docenić najnowszą część Opowieści z meekhańskiego pogranicza.
W Pamięci wszystkich słów dominuje świat bóstw. Jakbyśmy obrócili mapę i przyglądali się wydarzeniom opisanym w poprzednich tomach z jeszcze innej perspektywy – perspektywy istot nadprzyrodzonych, które toczą swoje własne małe gierki, wojenki i rozgrywki. A ludzie? ludzie są tylko figurami w tej grze, bezlitośnie wykorzystywanymi do osiągnięcia przewag i celów. Jedni dostarczają energii – jak czarne wiedźmy, inni są naczyniami dla fragmentów boskiej jaźni, jeszcze inni to tylko pionki popychane do wykonania konkretnego zadania jak Deana i Yatech. I tylko niektórzy z nich zaczynają dostrzegać, że nic tu nie jest splotem przypadków. Praktycznie wszyscy bohaterowie, których losy dane nam jest obserwować w tomie czwartym są zaplątani w tę okrutną zabawę sił wyższych, na planszy zwanej światem. Może dlatego w pewnym momencie miałam wrażenie, że już znam ten schemat. Bo bardzo podobnie przedstawił swój świat w Malazańskiej Księdze umarłych Steven Erickson. Nie chciałabym jednak, abyście odnieśli wrażenie, że zarzucam autorowi wtórność. Nic podobnego. Czy wszystkich pozornych podobieństwach, Pamięć nie ma w sobie nic z wtórności. A już na pewno różni się do Malazańskiej.. pasją pisania. Proza Wegnera wciąż jest pełna pasji i życia. I nawet wtedy, gdy mówi o prawdach uniwersalnych, znanych i oklepanych – mówi w taki sposób, że chcemy go słuchać. Chcemy przewracać kolejne kartki i dowiadywać się co jeszcze ma nam do powiedzenia ustami bohaterów. Wierzymy w tych bohaterów. Kibicujemy im, przejmujemy ich losem. Bo mają uczucia, wątpliwości, kochają, nienawidzą, cierpią. A czytelnik razem z nimi.
Polecam, to jedna z najlepszych fantasy jaką zdarzyło mi się czytać.
P.S. zauważyłam, że gdzieś przepadły recenzje tomu 2 i 3. Postaram się uzupełnić ten brak w miarę szybko. Nie ukrywam, że z przyjemnością przeczytam poprzednie tomy jeszcze raz.