(0,5 / 5) Mam szczęście do drugich tomów. No po prostu mnie uwielbiają. Już nie policzę, ile razy zaczynałam historię z jakimś cyklem właśnie od drugiego tomu. Tym razem przypadkiem wpadł mi w ręce drugi tom trylogii Między światami. Moja znajoma była święcie przekonana, że mam już tom pierwszy, ba, wmawiała we mnie jak w żabę chorobę, że czytała moją recenzję tegoż pierwszego tomu…Tomu pierwszego nie czytałam, nawet nie planowałam zakupić, ale skoro już wpadł mi w rękę tom drugi – wzięłam się solennie za lekturę. No cóż, ocena mówi sama za siebie. W trakcie czytania zaczęłam się nawet zastanawiać, czy mamy tu do czynienia z klasyczną klątwą drugiego tomu, ale zajrzałam na lubimy czytać i z lekką zgrozą zauważyłam, że tom pierwszy miał nawet niższe oceny niż tom drugi… Auu, naprawdę? Dało się napisać słabiej? I drugie auu – kto ten gniot ocenił tak wysoko?!
Dominującą emocją w trakcie lektury było poczucie chaosu. I nie było to spowodowane czytaniem drugiej części, bo Katarzyna Wierzbicka na tyle często wraca do wydarzeń z części pierwszej, że idzie się w tym jakoś połapać. Po prostu świat wykreowany przez autorkę zdecydowanie nie trzyma się kupy. Rzecz niby dzieje się w PL, ale to sprawa zdecydowanie drugorzędna. Miejsca muszą mieć jakieś nazwy i tylko do tego służy polskość. Bóstwa słowiańskie? Obecne w liczbie dwóch przy czym autorka nie zadaje sobie nawet cienia trudu żeby cokolwiek o tych bóstwach napisać. Podobnie jak w przypadku polskich miejscowości stanowią tylko jakąś nazwę dla bytu. Bóstwa muszą mieć nazwę? No to fru, mamy Welesa i Perrouna ( tak, dobrze czytacie, Perrouna! ), słowiańskość odfajkowana. Magiczne artefakty? Są. I nazywają się nożami. Odkrywcze. I jakie oryginalne. Ale już nie wiemy ani co tak naprawdę robią, ani z czego są.
Fabuła? Coś, ktoś, gdzieś, ojej jakie straszne, ojej, ojej, zaraz zabiją? Nie zabili? Ojej, ale na pewno spróbują. Ojej, będę płakać. On ma takie świetliste oczy… ojej, zabili go… Jak ja go nienawidzę… ale w sumie to chyba kocham, kochałam? Ojej, będę płakać… Moja siostra…. ojej co się z nią stanie, ojej, kim ona jest.. ojej, będę płakać…. Wierzcie lub nie, ale właśnie niemal streściłam Wam to dzieło literackie. Naprawdę czytałam głębsze i zdecydowanie lepiej napisane fanfiki. O samej akcji trudno coś powiedzieć poza tym, że jest. I dość żwawo podąża do przodu, nie budząc jednak w czytelniku ani większej refleksji ani jakiś emocji. “Yhy” to w zasadzie jedyna reakcja jaką wywoływały we mnie te czy owe opisy. Poza irytacją, że logika znowu poszła się paść na pastwiska niebieskie.
Bohaterowie… No cóż, nazwijmy rzecz po imieniu: zrazili do siebie dokładnie i z dużą starannością. Są fascynujący jak ser pleśniowy. Główna bohaterka posiada tylko trzy emocje: albo płacze, albo się użala nad sobą, albo panikuje. Albo wszystko na raz. Rozumiem żałobę po ojcu, ale ona nie tłumaczy wszystkiego. Do kompletu z niewiadomych przyczyn autorka przedstawia osoby płci żeńskiej jako słabe, naiwne, czy wręcz nie posiadające mózgu, dające się ogrywać facetom – byleby ci ostatni byli przystojni. Agata jest tego koronnym dowodem. Łyka głupoty jak indyk kluchy – całkowicie bezrefleksyjnie. Bohaterowie rodzaju męskiego dla odmiany są przedstawieni jako notoryczni kłamcy, intryganci i manipulatorzy wykorzystujący biedne żeńskie idiotki do swoich celów. Chyba jedynym bezinteresownym przedstawicielem męskiego rodzaju w tym całym chłamie jest kot.
Podsumowując. Trafiło mi się ksiopko. I to bardzo, bardzo kiepskie.
I to ksiopko było nominowane do Zajdla….
Przeczytałam ten pierwszy tom, jest równie zły, tylko bardziej jeszcze uszkodzony w logikę i decyzyjność bohaterki, tak jest to możliwe… recenzja niedługo…
A kot tez ma w tym wszystkim interes, tylko wykorzystuje do tego faceta bo baba za głupia była….
No w sumie, jakby tak popatrzeć, to kot jak każdy facet w tymże dziele: intrygant i manipulator. Ale skoro główna bohaterka niemal go zagłodziła, to co się dziwić, że wziął sprawy we własne , futrzaste łapy?