Wolfgang Hohlbein – Córka Węża Midgardu

midgardOjej. A tak się napalałam na tę książkę. Jak przysłowiowa stonka na wykopki. I co? I klapa. Zacznijmy może od tego, czego w książce nie ma. Nie ma w ogóle fantasy! Gdzie tu magia, gdzie tu heros, gdzie tu mityczność i lekki woal mistyki?! Gdzie na wszystkie bogi walka dobra ze złem?

Nie ma Asgardu. Nie ma dawnych bogów. Jeśli gdzieś nawet pojawia się wzmianka o nich, to jakoś tak wciśnięta półgębkiem i z lekka na siłę. Mit i ewentualną mistykę ma załatwić motyw tajemniczego znamienia w kształcie węża obecnego na plecach głównej bohaterki, znamienia, z którym związana jest jakaś przepowiednia, ale jaka to tak nie do końca już wiadomo, bo autor znowu wypowiada się o niej półgębkiem. ( Odniosłam wrażenie, że motyw nie został po prostu przez szanownego autora przemyślany i upychał go kolanem, żeby jakieś nawiązanie do Asgardu jednak było).
Co zatem dostaliśmy? Książkę przygodową dla młodzieży, bo na miano historycznej to już to “dzieuo” nie zasługuje. Na jednym z portali prezentujących “zawodowe” recenzje znalazłam stwierdzenie, że w tym tomie sagi “fantastykę zastępuje galopująca przygoda”. Oj tak przygoda jest galopująca, bijąca zadem a ponadto rżąca. A już na pewno średnio trzyma się kupy, że o logice nie wspomnę. Głównym motywem jest… no właśnie… Trudno w tym chaosie jaki zafundował nam autor takowy motyw wyodrębnić. Dość powiedzieć, że mamy tutaj i wikingów ( dobrych oraz złych) i rodzinną tajemnicę / awanturę i matkę uciekającą z jednym z bliźniąt przed rodziną z którą się pokłóciła… (tak, mnie też zawiało Gwiezdnymi Wojnami) i tajemniczą opiekunkę ukrytego dziecka, która przez 12 lat żyła sobie całkiem nieźle i w nosie miała co się dzieje z jej podopieczną, aż wreszcie coś ją tknęło i wzięła się za pomaganie, i brata bliźniaka, i zemstę i intrygę i walki i….. i…. a także główną bohaterkę, która zachowuje się jak współczesna młodzież, a nie jak dziecko ze średniowiecza – kłóci się, pyskuje, ma na każdy temat własne zdanie, nie okazuje szacunku starszym… a wszystko to u Wikingów!!
Jednym słowem – koszmarna niedoróbka!
A szkoda bo po pierwszym tomie zapowiadało się pięknie

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *