Japonia. Zlepek zwaśnionych księstw, po których wędrują roninowie, artyści i posłańcy. Kraj kwitnącej wiśni i sake nawiedzany przez lisie demony.
Daimyo, samuraje, tajemnicze klany i stowarzyszenia, gangi, bandyci i starający się żyć obok nich zwykli ludzie. Bohater starający się zapomnieć o przeszłości, która dogania go z każdym krokiem. Kossakowska daje nam Japonię znaną i nieznaną jednocześnie, która na dodatek jest ciekawa zarówno dla tych co kulturę wschodu znają i szukają znajomych widoków jak i dla tych, którzy szukają nieznanego i egzotycznego klimatu. A obie grupy powinny mieć niezłą radochę przy wyszukiwaniu kolejnych pomysłów autorki, które sprawiają, że świat Takeshiego jest bardziej oryginalny.
Całość jest podana, znanym z Upiora południa poetyckim językiem, który powoli zaczyna być znakiem rozpoznawczym Kossakowskiej. Jednak tutaj język nie męczy tylko pomaga budować klimat i świetnie komponuje się z treścią i japońskim klimatem.
Książkę przeczytałam w jeden dzień i jak nie jestem fanką szamanistycznej twórczości autorki, to wariant Japoński jest równie dobry jak pierwsze opowieści o aniołach, za które dostała Zajdla. Jeśli nie lepszy. I podobnie jak w Cyklu Anielskim autorka bierze to co znamy, tylko po to, żeby to zmienić i pokazać nam całkiem nowy świat. Może niedługo zamiast Mai Lidii od Aniołów (czego autorka nie znosi) będziemy mieli Kossakowską od katan i samurajów.
Książkę bez wahania polecam. Zwłaszcza ceniącym kulturę wschodnią, pojedynki na miecze i piękny język, ale nie tylko im.
P.S. Książka wydana jest w tzw. oprawie zintegrowanej i na dodatek nie jest to standardowy obrazek w stylu „kicz fantastyczny” – plus dla Fabryki. I też wielki minus – nigdzie ani w zapowiedziach ani już po premierze nie raczyli napisać, że Takeshi to tom pierwszy nowej serii.
———————————————————————————————————————————————————————————–by Atisza ————-
Są książki Kossakowskiej które bardzo lubię, są książki których nie trawię. Do której z tych grup zaliczę Takeshiego – jeszcze nie wiem. Książka jest napisana ładnym “poetyckim” jak mówi Shana stylem, który ja nazywam po prostu umiejętnością pisania emocjami. Praktycznie wszyscy bohaterowie są bardzo plastycznie odmalowani i żywi – nawet tytułowy Takeshi – moim zdaniem postać najtrudniejsza do napisania, bo starannie ukrywająca uczucia i emocje. Autorka posłużyła się jednak monologami wewnętrznymi bohatera i był to strzał w dziesiątkę, bo dzięki nim ujawniła, że w środku wytrenowanej, pozornie bez emocji i bez uczuć istoty wciąż żyje pełen pasji człowiek.
Natomiast nie do końca zgodzę się z przedmówczynią, że Kossakowska daje nam poznać Japonię. Owszem mamy tu do czynienia z japońskimi wierzeniami i światem duchowości nawet z obyczajowością ale… no właśnie. Tak naprawdę mamy do czynienia z kolejnym wariantem “Japończyków w kosmosie” – tematu który wziął na warsztat i solidnie spartolił w swojej Trylogii Imperium Raymond E. Feist. Im bowiem dłużej czytamy opowieść tym jaśniejszym dla nas się staje, że rzecz cała dzieje się gdzieś w kosmosie, na planecie skolonizowanej przez jakąś korporację. Korporację która z jakiegoś powodu porzuciła swoje “dziecko” pozwalając by rozwój społeczeństwa szedł swoją własną drogą. Dość zabawny jest koncept, że gdzieś w kosmos razem z ludźmi wywędrowały także japońskie bóstwa i demony i ciekawa jestem co też autorka zrobi z tym dalej. To co mnie niepokoi – to delikatna aluzja, do czegoś co obserwuje planetę i odczuwa silną nierównowagę. Koncept inteligencji czuwającej w ten czy inny sposób nad kolonistami odnalazłam wcześniej w dwóch książkach co do których mam nie najlepszą opinię ( Pamięć ziemi oraz Rafy Armagedonu) więc trzymam kciuki, żeby w kolejnych tomach Kossakowska uniknęła pułapek w jakie wpadli jej porzednicy “bawiący się” tym wątkiem. Reasumując – kawałek dobrego pisarstwa z potencjałem na przebój. A z ewentualnymi zachwytami poczekam na kolejny tom.
No, wygląda na to, że warto sięgnąć. Wieki całe nie czytałam Kossakowskiej i zdążyłam zapomnieć, jak ona pisze.
Warto, tym bardziej jeśli dawno nie czytałaś nic Kossakowskiej. W cyklu anielskim ma inny styl – lżejszy, mniej poetycki. W Takeshim to nadal jest Kossakowska, ale widać wyraźną zmianę języka, zwłaszcza w opisach “okoliczności przyrody”.