Lubię kryminały skandynawskie. Może dlatego, że nie epatują tempem “dziania się” a bardziej tym co dzieje się w człowieku. Niestety Lisa Marklund i jej twórczość kompletnie mi “nie podeszła”. Przeczytałam kilka jej książek, ale jakoś zupełnie nie ciągnęło mnie do tego, żeby o nich napisać. Wreszcie, z kronikarskiego poniekąd obowiązku wzięłam się za zrecenzowanie jednej z nich. Muszę przy tym zaznaczyć, że wybór nie był podyktowany żadnym racjonalnym wyborem. Zamachowiec to po prostu pierwsza z książek tej autorki na której zatrzymał się mój wzrok..O książce mówi się, że to bardziej thriller niż kryminał, ale ja osobiście nie podzielam tego zdania. Thriller mimo wszystko powinien trzymać w napięciu. A co to za napięcie, kiedy jedyną emocją w czasie lektury jest głębokie pragnienie, żeby wydarzył się cud i pani reporter się zmieniła. Obojętne jak, byle zmieniła! Żeby przestała być taką suchą kostyczną… marudą, przekonaną, że cały świat jej przeciwko niej, a tylko ona ma rację. To, że ma rację czytelnik wie od samego początku, co nie zmieniło mojego podejścia do Anniki Bengtzon. Pozostałe postacie, zwłaszcza męskie, są w zdecydowanej większości napisane pod tezę, że wszyscy mężczyźni to szowinistyczne świnie czyhające na potknięcie głównej bohaterki. O fabule do mogę jedynie powiedzieć, że jest ciężkawa, nudnie napisana, i wlecze się jak …. po gaciach. Kryminał? Thriller? Oj nie. Już prędzej obyczajówka, szczegółowo i upiornie nudna opowiadająca o blaskach i cieniach ( zwłaszcza cieniach) pracy w szwedzkiej popołudniówce.
Szkoda czasu i atłasu, jest wiele znacznie lepszych kryminałów skandynawskich, iż twórczość pani Marklund.
Nie polecam!