Opowieść o świecie po apokalipsie, w której nie ma apokalipsy. Tak mniej więcej można podsumować świat który przedstawił nam autor w Złomiarzu. Wiemy, że coś się wydarzyło. Możemy się domyślić co to było, bo autor pozostawia wystarczająco dużo śladów, aby średnio inteligentny czytelnik połapał się co się stało. Ale tak naprawdę do końca nie będziemy wiedzieli czy nasze domysły są prawidłowe.Bohatera książki, młodego złomiarza Nailera poznajemy w chwili, gdy wykonuje swoją – wyjątkowo paskudną pracę. czołga się kanałami wyrzuconego na brzeg starego tankowca i wydobywa z niego kilometry miedzianych przewodów. Od samego wyobrażenia sobie czegoś takiego zrobiło mi się duszno i niedobrze. W świecie złomiarzy istnieje ścisła hierarchia i zasady. Jeśli je złamiesz – wylatujesz ze wspólnoty i radź sobie sam. Kiedy czytałam opisy świata w którym przyszło żyć Nailerowi, przed oczy nachalnie pchały mi się obrazy “Wodnego świata“.
Potem książka zamienia się w młodzieżową przygodówkę, jakich na teraz na półkach mnóstwo. Najogólniej – młodzi dobrzy kontra starzy wredni. Po drodze pojawi się jednak kilku starych dobrych którzy pomogą młodym dobrym wygrać że starymi wrednymi. I to w zasadzie wszystko co można o książce powiedzieć. A przynajmniej co ja mogę o niej powiedzieć.
Nudno, płasko, nieoryginalnie, papierowo, przewidywalnie. Ziew!
_____________________________________________________________________________________________________ Lashana
Nailer i jego koledzy pracują w lekkiej ekipie złomiarzy – wynoszą z wraków tankowców kable i drobne elementy. Ale niedługo będą za duzi, żeby zmieścić się do kanałów technicznych i za mali, żeby przyjęli ich do ciężkiej ekipy tnącej blachy. A pełna wraków plaża rządzi się swoimi regułami i ma swoją hierarchię.
Początek książki czytało się świetnie – społeczność złomiarzy wnosi powiew świeżości i ma swój klimat. I nawet można było przymknąć oko na pewne sztampy. A potem mamy punkt kulminacyjny i wszystko się wali, bo książka zmienia się w bardzo sztampową i bardzo przewidywalną powieść dla (młodszej) młodzieży. Nailer zamiast dorastać zaczyna być coraz bardziej nijaki i postacie poboczne szybko stają się ciekawsze, nawet te co bardziej papierowe. Fabuła z rozdziału na rozdział jest coraz bardziej przewidywalna, albo coraz bardziej deus ex machina. Oryginalność znika, za to pojawia się nuda. I czytelnik zamiast trzymać kciuki za głównego bohatera liczy strony do końca i ziewa. Styl autora też niezbyt pomaga, dawno nie widziałam tak nudnego słowotwórstwa i tylu powtórzeń. Może miała być to stylizacja na język złomiarzy, ale jeśli tak, to zdecydowanie nieudana.
Nudne, nijakie i przewidywalne mimo fajnego początku.