Brett Peter V. – Tron z Czaszek t. II (cykl demoniczny) (dwugłos)

tronzczaszek2No tom się zdziwiła. Po przeczytaniu dwóch poprzednich książek z cyklu demonicznego powoli zaczęłam tracić nadzieję, że coś mnie jeszcze w nim zdoła zaskoczyć. W drugim tomie Wojny w blasku dnia  autor mnie  znudził i zirytował, w pierwszej części Tronu z czaszek… uśpił.  Odmalował losy krain w sposób tak poprawny z socjologicznego punktu widzenia , że aż nużący. Nie ukrywam zatem, że za kolejny tom cyklu wzięłam się bardziej z poczucia obowiązku niż z chęci. I się zdziwiłam.Teraz mam ogromny kłopot jak Wam to opisać i jednocześnie nie zepsuć  przyjemności czytania. Może ujmę to tak: w drugiej części Tronu z czaszek nie spotkamy głównych bohaterów. Autor bardzo radykalnie usunął w cień to, co dotąd było swoistym kołem napędowym historii. Nie ma Arlena, nie ma Jardira, nie ma miłosnych trójkątów, czworokątów i innych figur nie do końca geometrycznych. Demonów też w zasadzie nie ma. Ani intryg w jakie obfitował dwór pustynnego ludu.  Co zatem jest?  Do głosu dochodzą wątki dawno wydawałoby się zapomniane. Coś z historii Rojera, coś z historii Leeshy, coś z historii Inevery…. poboczne odległe nitki, o których czytelnik zdążył już  dziesięć razy zapomnieć, nagle wyłażą na wierzch i ujawniają swój niebezpieczny potencjał.  Akcja oparta na tych dawno zapomnianych motywach rozwija się dość wartko, choć co tu kryć, niespecjalnie odkrywczo. Brak jednak tego “przytupu” który cechował chociażby “Pustynną włócznię” .  Mimo to czytelnik się nie nudzi, ba, kilka razy unosi brwi wysoko – zastanawiając się, czego tak naprawdę chce autor, właśnie w tym, a nie innym kierunku prowadząc historię. Kilka razy miałam ochotę spytać autora: “eeej, musiałeś?! Naprawdę nie dało się inaczej?!” I to jest moje największe zastrzeżenie w stosunku do drugiej części Tronu z czaszek. Jest nieco zbyt radykalny, zbyt w ostatecznym rozrachunku – pesymistyczny. Nie wiem czy mam ochotę na kolejną część opowieści. Mam obawy, że będzie bardzo przewidywalna i rzeźnicka.

________________________________________________________________________________________________Lashana

 

Pierwszy tom znudził mnie i zirytował. Drugi miał niby być lepszy, ale niezbyt chciało mi się w to wierzyć. O dziwo drugi tom jest lepszy i to zdecydowanie.
Intrygi w najwyższych kręgach władzy w końcu wyruszają z kopyta zamiast wiecznie czaić się w cieniu. I to po obu stronach granicy. Odległa przeszłość (znaczy wydarzenia z pierwszych tomów) dają o sobie znać po raz kolejny. I przede wszystkim autor w końcu dosyć mocno namieszał w swoim zastanym świecie. I to zamieszał solidnie i z rozmachem.
Przyznaję bez bicia, że nie wszystkie efekty tego zamieszania przypadły mi do gustu, niektóre nawet solidnie podniosły mi ciśnienie – ale bez obaw, fabularnie są jak najbardziej ok. Jednak po wielu tomach przewidywalności Brett w końcu mnie zaskoczył. I to solidnie. Niestety skupiając się na pobocznych bohaterach praktycznie usunął z fabuły demony, co trochę odbiera koloryt.
Czytając drugi tom zamiast ziewać wciągnęłam się w lekturę i czekałam niecierpliwie na kolejne niespodzianki. Nie jest to książka równie udana co Pustynna włócznia, ale nie zostaje daleko w tyle.

Niestety w połączeniu z pierwszym tomem rodzi też sporo wątpliwości – czy po tym małym wybuchu niespodzianek nie wrócimy do stagnacji, filozofowania i przydługich opisów jak w tomie pierwszym, czy też autor pociągnie dalej zmiany, które wywołają niezłą lawinę w kolejnych tomach. I czy lawina potoczy się w kierunku bardzo przewidywalnym czy też nie…
Po kolejne tomy pewnie sięgnę, żeby się przekonać jak to się wszystko skończy, ale czy będę czekała na nie z niecierpliwością? Zdecydowanie nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *