(3 / 5)
Drugi tom Trylogii Starka jest bezpośrednią kontynuacją tomu pierwszego. Zresztą całość mogłaby być wydana jako jedna książka, gdyby nie objętość. Trylogia to jedna, rozciągnięta na trzy tomy, historia, podobnie jak Pan Lodowego Ogrodu – nie mamy tu przeskoków czasowych, nie zmieniamy miejsca ani perspektywy.
Jest to też kontynuacja bardzo logiczna – decyzja Starka pociągnęła za sobą sporo konsekwencji, również parę takich, których się nie spodziewał. I teraz sierżant musi posprzątać bałagan – częściowo własny, a częściowo ten pozostawiony przez innych.
I właśnie te sensowne konsekwencje fabularne są jednocześnie i największą zaletą, i największą wadą powieści. Z jednej strony bohaterowie nie rozwiązują wszystkiego pstryknięciem palców, nie produkują nagle ocierającej się o magię technologii, która rozwiązałaby chociaż część problemów. A wszystko to z czym muszą albo z czym będą musieli się borykać, jest jak najbardziej logiczne i są to problemy, które widzi również czytelnik. Więc nic tylko się cieszyć – wszystko jest spójne, logiczne, bohaterowie używają mózgu. Problemy i konflikty pojawiają się tam, gdzie się tego spodziewamy. Z drugiej strony – nie ma zaskoczeń, jest to wszystko dość przewidywalne. Na dodatek rozwiązywanie problemów logistycznych, politycznych i sprzątanie bałaganu zajmuje tyle czasu antenowego, że niewiele go pozostaje na akcję. I tej akcji zdecydowanie brakowało – nie tylko w porównaniu z pierwszym tomem, ale też jako czynnika równoważącego przewidywalność rozwiązań politycznych i budzącego czytelnika w odpowiednich momentach. Jak na military SF to mało tu military, nie licząc tego, że wszyscy bohaterowie chodzą w mundurach.
Trudno powiedzieć, że Dowództwo cierpi na syndrom drugiego tomu i trudno się czepiać fabuły – bo jest jak najbardziej sensowna – ale czegoś zdecydowanie w tym tomie brakowało. Może po prostu akcji, może ciut większego rozbudowania bohaterów, którzy za wszelka cenę chcą pozostać tacy jacy byli, może jednak pokazania drugiej strony, która dodałaby trochę niewiadomych…
Dalej dostajemy sympatyczne, rozrywkowe, księżycowe czytadło. Ale tom pierwszy czytało się zdecydowanie lepiej.