Currie Evan – Narodziny Walkirii. Hayden War. Tom 2

3.5 out of 5 stars (3,5 / 5)
Parę miesięcy po zakończeniu pierwszego tomu razem z sierżant Sorillą Aidą wracamy na Świat Haydena, aby kopać zadki kosmicznym najeźdźcom, przedzierać się przez dżunglę i próbować zrozumieć, czego chcą obcy od świata, w którym praktycznie nie ma nic cennego.
Zanim jednak autor wrzuci naszą twardą marine ponownie w sam środek akcji, da nam chwilę by trochę bardziej poznać główną bohaterkę pierwszego tomu i sporą część nowych postaci, które razem z nią mają walczyć. Żeby nam się nie znudziło, fabuła skacze między przygotowaniami marines, przygotowaniami floty i aktualną sytuacją na Haydenie. Dostajemy też kilka scen z perspektywy obcych.
Jakie to było… dobre. Oczywiście nadal jest to książkowa wersja filmu SF klasy B i bardzo klasyczna wojna z obcymi z dużą ilością strzelanin. Ale jest to naprawdę dobry film klasy B. Zapłaciłabym za bilet do kina bez większego zastanowienia, jeśli ktoś by to zekranizował. Na dodatek autor albo słuchał konstruktywnej krytyki, albo błyskawicznie się uczy, bo nie ma tu ani jednego problemu, który pojawił się w pierwszym tomie.
Pani sierżant dostaje trochę historii i ludzkich cech, przestaje też grać pierwsze skrzypce, a w zasadzie pierwsze skrzypce, które zastępują całą orkiestrę. Zarówno znane postacie, jak i nowe mają jakiś charakter (czasem sztampowy lub niezbyt rozbudowany, ale jakiś mają). Są wyjaśnione pewne elementy związane z flotą. Nie ma dziwnej logiki (fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa), ani jeszcze dziwniejszej fizyki. Sceny walki w dżungli są zdecydowanie bardziej prawdopodobne, niż w pierwszym tomie. Generalnie – przeskok jakościowy jest ogromny. Do tego autor ma lekki, sympatyczny styl i bez problemu płynie się przez fabułę. Nawet częste przeskoki między miejscami akcji nie przeszkadzają. W niewielkiej objętości Currie wcisnął perspektywę marines, perspektywę floty, oblężonej planety i jeszcze obcych. I to wszystko całkiem nieźle się ze sobą łączy. Zaginiona flota może się schować pod dowolnym kosmicznym kamieniem, bo Walkiria bije ją na głowę.
Czy jest to oryginalne – bardzo nie. Czy postacie są sztampowe – bardzo tak. Czy jest to rozbudowane, szczegółowe i pozwala na zagłębienie się w świat – zdecydowanie nie. Ale jest to dobra kosmiczna strzelanina, pokazująca różne perspektywy, mająca wartką akcję i bohaterów, którzy raczej nie zapadną w pamięć, ale dają się lubić.
Taki trochę odcinek Battlestar Galactica do czytania, nie obrażając Galactiki. Jeślibym miała się do czegoś przyczepić (nadal na poziomie filmu klasy B), to tylko do tego, że oddziały obcych są zdecydowanie zbyt podobne do naszych.
Sympatyczna strzelanina do czytania i całkiem niezłe, chociaż sztampowe i uproszczone, SF.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *